Nie tak dawno temu na łące w przepięknej, spokojnej wiosce
niedaleko Paryża pojawiła się maleńka bułeczka. O tym, skąd się wzięła, krążyły
różne historie i legendy- czy była bułeczką z księżyca? czy wyrosła na
bułeczkowcu? czy wypadła z kosza niesionego przez nieostrożnego piekarza?
Tego nie wiedział nikt.
Faktem jest, że bułeczka dorastała na łonie przyrody wśród
niewzruszonych kamieni, wielobarwnych kwiatów, potężnych drzew i ich owoców. A
kiedy dojrzała, zaczęła przyglądać się sobie i światu dookoła. Czuła, że nie
pasuje do świata przyrody- była inna, a nikt wcześniej nie podpowiedział jej,
kim właściwie powinna się czuć.
Przeturlała się więc do kwiatów na łące. Rosły tam urokliwe
goździki, rosły majestatyczne maki oraz niebieskie jak niebo chabry.
-Wspaniałe
kwiaty, tańcząc do szumu wiatru wy słyszycie, jakie nowiny wiatr ze sobą
niesie..- zaczęła bułka.
-Słyszymy?
Słyszymy? Słyszymy! Słyszymy, słyszymy… - naradziły się kwiaty.
- Czy
wiatr wyszeptał wam w sekrecie, kim ja jestem?
Na to pytanie rozległy się jeszcze bardziej ożywione szepty
wśród roślin. Szeptały i tańczyły z wiatrem, szeptały i tańczyły. W końcu
pokręciły ze smutkiem głowami.
-My
jesteśmy delikatne, mamy drobne płatki, wiatr z nami tańczy. O ciebie wiatr
obija się niczym o kamienie. Może one będą coś wiedzieć.
Bułka zbliżyła się więc do kamieni.
-Kamienie,
niezmienne kamienie, jestem jednym z was!
-Mmm… -
zasępił się największy z kamieni. - Masz w sobie więcej koloru światła od nas.
-Mmm…. -
zasępił się najmniejszy. - Nie wyglądasz na odpowiednio twardą rzecz, aby być
kamieniem.
-Mmm….
Masz w sobie więcej lekkości od nas- dodał kolejny.
Po całej łące rozległy się pomruki, ale żaden kamień nie
czuł się do bułki podobny.
Bułeczka rozejrzała się bezradnie- na prawo- na lewo- na
prawo- na lewo. Wtem- pod drzewami dojrzała coś jeszcze bardziej podobnego do
siebie. Te dziwne przedmioty były okrągłe i miały w sobie więcej jasnych barw-
niektóre z nich były żółte, inne miały więcej w sobie zieleni. Nie tańczyły
razem z wiatrem, a stały pewnie.
- My
jesteśmy jabłka, ale ciebie nie było z nami na drzewie- zauważyły od razu
owoce.
- My
rośniemy i nabieramy kolorów, czy ty rośniesz i nabierasz kolorów? - dopytywały
zaciekawione.
Bułeczka już miała odpowiedzieć na ich pytanie, gdy nagle
-ziuuu- i znalazła się w delikatnej, zadbanej, kobiecej dłoni.
-Kim ty
jesteś? - usłyszała zaciekawiony łagodny głos.
Bułeczka sama nie wiedziała, toteż nic nie powiedziała, a
zaraz potem trafiła do okrągłego, nieco niewygodnego kosza. Hop, hop, hop-
zaczęły wskakiwać za nią do środka jabłka. I zaczęły się narzekania i jęczenie
jabłek, które się o siebie obijały! Bułka trzymała się dobrze i nie bała się
nic a nic- były na tyle stwardniała, że nie straszne jej były tłok czy
zgniecenie. Śmiało utrzymała jabłka, które ją pokryły i lżejszą warstwę
kwiatów. A kiedy wszyscy już opuścili koszyk- i delikatne kwiaty i wytrzymalsze
jabłka i najsilniejsza z wszystkich bułka- ich oczom ukazał się wspaniały,
czerwony pokój.
Pokój miał czerwone ściany i czerwony obrus i czerwone
oparcia krzeseł. Tylko gdzieniegdzie czerwień przetykana była chłodniejszymi
zdobieniami. Bułeczka mogła w końcu przyjrzeć się dokładniej pani o łagodnym
głosie. Miała skromny, schludny strój, jasne, spięte w koka włosy i palce
długie niczym pianistka.
Kobieta rozłożyła część owoców luźno na stole- w lekkim
oddaleniu od siebie, jakby bez zgody na przytulenie. Później postawiła dwa
naczynia z napojami. Na samym końcu przyszedł czas na znaleziska z łąki. Kwiaty
dostały swoje miejsce we flakonie, jabłka i inne owoce znalazły się na
wazach z podwyższeniem. Jedno z jabłek- o kolorze tak dojrzałym, że
niemal wypalonym w piecu- zostało postawione wraz z bułką nieco z boku. Dopiero
kiedy wszystko było gotowe kobieta stanęła pośrodku pokoju, przy płótnie. Miała
ze sobą różnej grubości pędzle i farby. Zaczęła powoli pracę, by kilkanaście
minut później pracować bez przerwy, bez wytchnienia, nawet bez dłuższego
zawahania, mimo że mijały kolejne godziny.
- Oto
martwa natura! - szepnęła do siebie artystka.
Bułka po raz pierwszy w swoim życiu poczuła taką dumę. Ktoś
uznał, że jest warta tego, by uchwycić ją na zawsze na płótnie. Może
kilkadziesiąt lat później ktoś będzie podziwiał ten obraz i zatrzyma swój wzrok
właśnie na niej- na bułeczce, która choć nie była kwiatem ani owocem, miała tą
samą wartość. I w końcu miała namiastkę swojej tożsamości. Zastanawiała się
cały czas kim była i teraz już wiedziała, że jest częścią jakiejś większej
całości- natury i sztuki.
Tak więc bułeczka stała pewnie, nawet nie śmiała drgnąć.
Czuła, że kwiaty chcą zacząć opadać i zrzucać swoje płatki. Słyszała
westchnienia jabłek, które wiedziały, że niedługo zaczną robić się miękkie. Ale
bułka była silniejsza. Zrozumiała, że nawet będąc inna niż wszystko
dookoła, nie ma się czego bać- była wyjątkowa. A wyjątkowość- czy w człowieku,
czy w zwierzęciu, czy w roślinie, czy w bułeczce- wyjątkowość jest wspaniała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz