czwartek, 17 września 2015

Susza (2012)





Paulinie G. - koleżance z lat gimnazjalnych
w podziękowaniu za łagodność, jaką miała w sobie.



          Maria z westchnieniem położyła na ziemię dwa ciężkie wiadra z wodą. Kręgosłup znów zaczął jej dokuczać. Nie miała już siły ręcznie nawadniać pola, ale cóż miała zrobić – stary szlauf był dziurawy, a deszcz… No właśnie, brak deszczu.
          Rozejrzała się wokół.  Problem, który mógłby wydawać się zabawny, dla niej – ubogiej dziewczyny z trójką młodszego rodzeństwa i chorą matką – decydował o głodzie lub jego braku. Pomidory straciły zwykły dla siebie połysk, a zyskały barwę krzepnącej krwi. Ciemnozielone liście warzyw opadały, jakby nie miały siły piąć się ku słońcu, które prażyło je tak już od miesiąca. Przez tak długi okres czasu niebo nie dało ni jednej kropli zbawczego deszczu. To była susza.
          Kiedy Maria skończyła podlewać ogródek, wróciła do ich małego domku.
- I jak? – zapytała zaniepokojona matka.
- Dobrze – skłamała dziewczyna, zaś po krótkim namyśle dodała – Pomidory szybciej czerwienieją.
-A Karol?
-Jest jeszcze w szkole. Dziewczynki zatrzymały się u koleżanki, a przynajmniej taki miały zamiar. Nie martw się, wszystko jest w porządku.
- Nie, powinnaś się uczyć, jutro rano masz przecież zajęcia. A przeze mnie …
- Mamo, przestań. Zdążę ze wszystkim. Niedługo spadnie deszcz , wiesz ? Wtedy będzie nam o wiele lżej. Poza tym zawsze daję sobie radę z nauką. Najważniejsze, że jesteśmy razem.
          Matka spojrzała na Marię. W jej oczach zalśniły łzy, patrzyła na córkę pełna podziwu i czegoś, co czują matki, kiedy ich dziecko powie pierwsze słowo, zdecyduje się na bohaterski czyn czy po prostu zrobi coś dobrego – matczynej dumy.
-Dobra z ciebie dziewczyna – wyszeptała.
         Maria pocałowała ją w czoło i wyszła do sąsiedniego pokoju, żeby się pouczyć. Wcześniej dostrzegła jednak, jak matka ociera ukradkiem oczy krajem kołdry.
          Zanim jednak zaczęła się uczyć, uklękła przed obrazem Świętej Rodziny i wypowiedziała swoją modlitwę, wpatrując się uporczywie w Dzieciątko.
- Jezu, ja nic nie mogę zrobić. Tylko Ty masz taką moc. Ty możesz mi pomóc. Jeśli susza będzie trwać dalej … jak sobie poradzimy? Boję się. Pomóż … Proszę …
                                                                ***
          Nazajutrz Marię obudziło ciche kapanie. Otworzyła oczy, zerwała się z łóżka i wyjrzała przez okno. Bezchmurne niebo, słońce wysoko na horyzoncie. Poczuła się zawiedziona. To nie był deszcz, ktoś zapomniał dokręcić kran. Była taka bezradna, że miała ochotę płakać. Nie miała siły. Jednak po chwili poczuła przypływ energii i powiedziała głośno, dobitnie :
-Wierzę!
                                                                 ***
           Tego dnia wracała ze szkoły z przyjaciółką.
-Chmurzy się – zauważyła Basia.
-Aha.
          Potem rozmowa zeszła na tematy szkolne. Raz po raz któraś czuła na swej twarzy krople deszczu,  ale żadna nie śmiała wypowiedzieć na głos ich nadziei. Pożegnały się na rozstaju dróg, a kiedy Marysia doszła do domu, rozpadało się na dobre. Ciężkie krople spadały na rośliny, stukały w blachy, tańczyły na sznurach. Deszcz padał , susza minęła.
          Maria odstawiła plecak z książkami i wybiegła na podwórze. W jej sercu zgasły wszelkie troski, smutki. Jeszcze nigdy nie była taka radosna. Tańczyła obracając się wokół. Podniosła wysoko ręce, twarz również zwróciła ku niebu. To nic, że mokła, w tamtej chwili dreszcz, który przeszedł po niej, niósł wszelką rozkosz i wytchnienie. Rośliny nie zwiędną, matka nie będzie się martwić, ona sama zyska więcej czasu dla nauki. Koniec suszy, koniec suszy! Marysia ukryła twarz w dłoniach i łkała z radości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz