Ani S. – rok starszej
koleżance
z liceum, leśniczce,
Która potrafiła we właściwym
momencie
Pełnym smutku i beznadziei - pokazać mi Boga.
Zuza stała
przed drzwiami swojego domu rodzinnego. Niepewnie nacisnęła dzwonek. Tak dawno
stąd wyjechała, a wciąż pamięta jego dźwięk, odgłos kroków matki spieszącej
otworzyć gościowi. W pamięci dziewczyny odżyły wspomnienia sprzed lat.
Rodzicami
Zuzanny byli dobrzy, uczciwi ludzie. Inna sprawa, że choć nie brakowało im
niczego, nie mieli też na tyle pieniędzy, by móc rozpieszczać swoje trzy córki.
Każdy zaoszczędzony grosz był przeznaczony na pomoce naukowe czy dalszą
edukację pociech. Jednak Zuza patrzyła z zazdrością na koleżanki w bogato
zdobionych sukienkach, z własnymi pokojami, kieszonkowymi i najnowszymi grami
komputerowymi. Nie okazywała tej zazdrości i pozornie sytuacja materialna jej
nie interesowała. Do czasu. Kiedy miała dwadzieścia lat, jej matka zachorowała.
Wraz z siostrami, Beatą i Iwoną, musiała o nią dbać, zrezygnować z dodatkowych
zajęć, pomagać. Wtedy Zuzanna się zbuntowała. Oznajmiła rodzicom, iż wyjeżdża
do Warszawy, a Stary Sącz jej zbrzydł. Dodała, że nie życzy sobie odwiedzin, a
oni dostatecznie długo niszczyli jej życie. Nigdy nie zapomniała reakcji
rodziny. Matka słuchała, blada i mizerna, powstrzymując łzy. Siedemnastoletnia Beata i ojciec próbowali z
nią rozmawiać, tłumaczyli, nie byli pewni, czy da sobie radę. Iwona, która była
wtedy w podstawówce, patrzyła na siostrę, jakby nie rozumiejąc, o czym ta mówi.
W końcu Zuzanna postawiła na swoim – otrzymała swoją część pieniędzy
przeznaczonych na studia i wyjechała.
Na początku
podobało jej się w Warszawie. Koleżanka przyjęła ją pod warunkiem, iż będzie
płacić połowę czynszu i sprzątać mieszkanie. Poradziła też Zuzie poszukać
pracy. Po kilku tygodniach dziewczyna została sprzątaczką w spokojnej knajpce.
Płaca nie była wysoka, ale Zuzanna czuła się bardzo szczęśliwa. Przez kilka
miesięcy harowała kilkanaście godzin na dobę, a po pracy musiała zadbać o
czystość w mieszkaniu. Potem pracodawca do obowiązków dodał pomoc kelnerom.
Pieniądze przeznaczone na studia dawno się skończyły, a Zuzanna z trudem wiązała
koniec z końcem. Zapewne długo by jeszcze wytrzymała, lecz zaczęła tęsknić za
rodziną. Nie wiedziała nawet, czy matka żyje, jak ojciec daje sobie radę, nie
miała wieści od sióstr. Nic dziwnego – zmieniła numer telefonu, nie podała im
adresu. Jednak coraz częściej wspominała śmiech dziewczyn, uśmiech matki.
Pamiętała, jak ojciec, wracając z pracy, przybijał swoim kobietom „piątki” i
każdą czule przytulał. Zuzę raniły te wspomnienia, tęskniła…
W dniu
urodzin matki nie wytrzymała. Oznajmiła współlokatorce i pracodawcy, iż
wyjeżdża. Odebrała ostatnią pensję, spakowała się i po trzech latach wróciła do
Starego Sącza. Całą drogę zastanawiała się, czy rodzina jej wybaczy, czy będą
chcieli ją widzieć…
Teraz stała
przed drzwiami. Usłyszała kroki na korytarzu. Otworzyła jej młoda dziewczyna.
- Zuzka! – zarzuciła ręce na szyję siostry.
- Iwonka… Jak dawno cię nie widziałam! Gdzie rodzice?
Nie czekając
na odpowiedź, weszła do domu. Znów była w ukochanym miejscu, bezpieczna i
szczęśliwa. Wtem w salonie zobaczyła matkę i ojca siedzących na kanapie i
rozmawiających ze sobą na temat jakiegoś programu w telewizji. Na dywanie
leżała Beata, czytając książkę. Zuzi łzy stanęły w oczach.
- Mamo… Tato… - szepnęła. – Wróciłam.
- Zuzanna! Nie wierzę własnym oczom! Moja ukochana córeczka!
Tak się o ciebie martwiliśmy!
- Wiem, mamo. Wybaczysz mi? – zapytała.
-Najważniejsze, że wróciłaś. Tęskniliśmy.
Rodzina
zaczęła witać dziewczynę, uściskom, pocałunkom nie było końca. Wszyscy byli
bardzo szczęśliwi i nikt nie wypominał Zuzie błędów.
Tymczasem ta
przypomniała sobie fragment książki, którą kiedyś czytała: „Ciekawe, czy
marnotrawny syn czuł się potem kiedykolwiek znów dobrze w domu.”
-Zdecydowanie tak. – szepnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz