Nowy Sącz, 27.03.2011r.
Kochana Paulinko!
Dawno
się nie odzywałaś, więc jest mi przykro. Przecież obiecałaś, że będziesz często
pisać, tymczasem ja robię to pierwsza. Chcę Ci bowiem opisać ostatnią sobotę.
Wszystko
zaczęło się od tego, że przeczytałam rodzicom fragment „Buby”. Cieszę się, że
poleciłaś mi tę książkę. Jest naprawdę świetna. Wracając do tematu- opisywał on
scenę oglądania telewizji. Jestem pewna, że ją pamiętasz! (Rzecz jasna scenę,
nie telewizję.) Mamę rozśmieszył ten fragment, ale tata podszedł do tego
poważnie i zarządził „rodzinny wieczór”. Poprosił, abym pomogła mu „ratować
nasze więzi rodzinne”. On, twardo stąpający po ziemi realista, tak się wyraził.
Niewiarygodne, prawda? Zdziwiłam się, ale przystałam na tę propozycję. Uznałam,
że będzie zabawnie i nie myliłam się!
Zawołaliśmy mamę i Krzyśka (wcześniej nazwał mnie „latającą krową”, ale
chyba każdy brat taki jest), po czym rozpoczęliśmy przygotowania.
Przenieśliśmy
na środek stół, taborety, aby nikt nie siedział twarzą do ściany. W fotelach
może byłoby wygodniej, ale one są zwrócone w stronę telewizora. Następnie
zajęliśmy się jedzeniem. Chcieliśmy, żeby to było coś typowo rodzinnego.
Zaproponowałam jajecznicę, ale tata i Krzysiek zaczęli się śmiać i stwierdzili,
że to nie danie na kolację. Czy Ty widzisz coś złego w tym pomyśle? Jednak
doszliśmy do porozumienia- ja zrobiłam sałatkę (tą samą, na którą dałaś mi w
październiku przepis), mama-kanapki, tata zaparzył herbatę, a Krzysiek udekorował
stół (posądziłabyś go o posiadanie artystycznego zmysłu?) I chociaż wtedy nie
zdawałam sobie z tego sprawy, nasz rodzinny wieczór już trwał. Zapytasz:
„Dlaczego?”. Otóż rzadko kiedy tak dobrze bawiliśmy się razem, przy okazji
odreagowując stres związany ze szkołą czy pracą.
Kolację
rozpoczął tata uroczystą przemową. Stwierdził, że powinniśmy częściej urządzać
takie spotkania przy stole, a także rozmawiać ze sobą. Potem, po raz pierwszy
odkąd pamiętam, pomodliliśmy się przed posiłkiem. Przy jedzeniu było wesoło,
kulturalnie i… blisko. Nikt nie krzyczał: „Ej, posuń się, zasłaniasz!” czy
„Cicho, nie słyszę przez ciebie!”. Rozmawialiśmy na wiele tematów, zwierzaliśmy
się sobie z różnych zmartwień. Myślę, że wiele się o sobie dowiedzieliśmy. To
był wspaniały wieczór spędzony z moją rodziną.
Obawiam
się, że już Cię znudził ten list. Nie ma w nim wierszy, wielkich wyznań,
wzniosłych cytatów ani opisów nieodwzajemnionych miłości, do których cię
przyzwyczaiłam. Ale właśnie taki był ten wieczór- niecodzienny, rzadki, wręcz
niespotykany, a jednak tak cudownie… normalny.
Tymczasem
z każdym wyrazem jeszcze bardziej tęsknię. Nie mogę się doczekać naszego
spotkania. Paulinko, obiecaj, że przyjedziesz do mnie na wakacje, jeśli nie
wcześniej. Może wtedy takie kolacje jak wczorajsza będą naszym zwyczajem i
zasiądziesz z nami do stołu. W końcu jesteś dla nas jak rodzina.
Pozdrawiam
Cię serdecznie i przesyłam moc uścisków.
Twoja przyjaciółka
Beata
PS. Mam nadzieję, że nie zamęczasz się nauką. Podziwiam
Twoją wytrwałość, ale odetchnij i odpocznij!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz