czwartek, 17 września 2015

Kartka z pamiętnika Izabeli Łęckiej z opisem jej wrażeń z podróży po Europie. Nadaj wypowiedzi cechy stylu artystycznego.



 Z pamiętnika młodej damy
17 października 1869r.
         Nie mogę uwierzyć, że tak długo nie odnotowałam żadnych mych przeżyć i przemyśleń. W ciągu tych dwóch miesięcy miało miejsce tak wiele fascynujących chwil! Odbyliśmy z papą kolejną podróż po Europie.  Tym razem odwiedziliśmy Francję, Austro-Węgry1, Szwajcarię i Włochy. Była to dla nas prawdziwa uczta wrażeń! Pomyśleć, że gdyby nie to, iż nieustępliwie trwałam przy moim życzeniu, odwiedzilibyśmy zaledwie jeden czy dwa kraje! Mon œil! 1
           Najmilszym wspomnieniem z tego wojażu była chyba moja znajomość z hrabią Saint-Auguste. Mogę śmiało rzec, że moja uroda zrobiła na nim ogromne wrażenie – niestety nie mogę tego samego powiedzieć o moim stosunku do jego aparycji. Istny młody ours 2 ! Jednakże muszę przyznać, że ma kilka zalet – powiadają o nim, że jest wręcz obrzydliwie bogaty, a jego pochodzenie nie budzi u mnie żadnych zastrzeżeń, co nie często się zdarza. Co więcej, ponoć Saint-Auguste jest w zażyłych stosunkach z wnukiem jakiegoś króla, pretendentem do tronu francuskiego! Niestety hrabia Chambard nie miał przyjemności mnie poznać. Natomiast mój puéril3 wielbiciel  wpadł na pomysł, by mi się oświadczyć. Odparłam rozbawiona, że wyjdę za mąż tylko za Polaka. Saint-Auguste był zrozpaczony, więc wspaniałomyślne pozwoliłam mu utrzymywać ze mną korespondencję. Czy powinnam od razu zerwać z nim wszelkie stosunki? Prawda jest jak słońce, którym się radujesz. Cieszysz się nim całą duszą, a nie zdajesz sobie sprawy, że cię oślepia i ciągle głębiej rani w swej przyjemności. Niechaj będę jego obiektem westchnień, jeśli ma takie marzenie.
          We Francji miało miejsce jeszcze inne wydarzenie, które sprawiło, iż w moim sercu zrodził się strach przed tą brutalną cząstką świata. Wraz z papą odwiedziliśmy Fabrykę Żelazną. Ach, cóż to za straszne miejsce, jak straszne jest wstąpienie w tej inny wymiar! Sama nie wiem, jak zdołałam podejść tak blisko niego – w jednej chwili napawałam się urokiem przechadzki pod szafirowym niebem, kroczyłam wolno pośród lasów i wysokich traw niczym bogini leśna Diana, by po chwili znaleźć się w tej otchłani Wulkana. Oddech krępował odór czarnych dymów i dziwnej pary. Byłam jak słowik w żelaznej klatce. Jęk machin, który to dźwięk budził we mnie trwogę, piece, które nade mną górowały, płomienie, które sprawiały, że me czoło zraszały krople potu… Aboś5 to nic w porównaniu ze spojrzeniami ponurych robotników. O, wzrok bazyliszka nie mógł powodować takich katuszy! Tamci mężczyźni zachowywali się tak, jakby drażnił ich mój widok! A przecież czy może być coś wspanialszego od anioła, który zstępuje do piekieł? Wszyscy ci ludzie, których Bóg obdarzył mniejszymi względami, rozumieją słuszność swej pracy i służą z radością. Dlaczego tamte monstres6 zachowywały się wręcz wrogo wobec mnie? Muszę o to zapytać kuzyna. Choć papa zapewnił mnie, że nic mi nie grozi,  Zygmunt chyba lepiej zna się na tych sprawach i może przedstawi mi jakieś ciekawe koncepcje dotyczące hierarchii społecznej.
          Dużo spokojniej przebiegł nasz pobyt we Wiedniu. Bez wątpienia jest to jedno z tych miejsc, gdzie artyści traktowani są z należytym poważaniem.  Tam życie kulturowe kwitnie, czego niestety nie mogę powiedzieć o Warszawie. W naszej stolicy niezbyt często zdarzają się występy teatralne, a cóż dopiero mówić o grze muzyków,  deklamacjach poetów czy balach! Choć rozumiem, że po tych zrywach7 Polacy nie mają nastrojów do świętowania, to jednak nic wielkiego się nie stało! Najtrudniej zrobić pierwszy krok w stronę uduchowionej egzystencji, a bycie artystą to kwiat paproci - nikt nie doświadczy jego wartości, póki nie zwiąże z nim całego swojego życia.  Na szczęście ja rozumiem, iż vie il est art8 (i na odwrót). Chyba i ja powinnam spróbować swych sił w poezji – ach, ma wyobraźnia to morze : nikt nie przemierzy źródeł mych fantazji, utoną w ich głębinie!  Ależ odbiegam od tematu! Ach, Wiedeń! To on tak na mnie oddziałuje! W jednej z galerii rzeźb ujrzałam niezwykły posąg Apollina. Zdumiewające jest, że za kilka guldenów9 mogę mieć kopię tego cudnego posągu! Od razu namówiłam papę, aby zamówiłam jeden egzemplarz dla mnie. Alić10 powiernikiem moich tajemnic będzie piękny bóg! Odpowiedzi… Prawdziwe słowa zawarte są w milczeniu.
            Następnie odwiedziliśmy Szwajcarię – kraj piękny, lecz nie tak fascynujący. Jego głównym atutem jest natura. Zewsząd ścigały nas zapierające dech w piersiach krajobrazy. Widziałam bezkres Jeziora Genewskiego. Zdawało mi się być lustrzanym odbiciem lazurowego nieboskłonu, a czasem, kiedy słońce nikło za horyzontem, wody tworzyły nadzwyczajną mieszaninę szafiru i karmazynu. Mogłabym spędzać całe dnie wśród tamtego piękna, otoczona nieskazitelną ciszą. Czar tamtego miejsca mógłby oddać chyba tylko Iwan Ajwazowski11! To nie był koniec wrażeń, albowiem papa zadecydował, że musimy zrazu zobaczyć wodospad Renu. Tam zobaczyłam potęgę natury! Hucząca kipiel zdawała się drążyć skały na dnie, odstraszać swym rykiem. Papa chciał mnie podtrzymać, bym wychylając się nie wpadła do wody. Roześmiałam się tylko. Cóż może mi zrobić matka natura? Toż jestem jej częścią, córką, której nigdy nie zrobiłaby krzywdy. Poczułam to silniej niż kiedykolwiek tam, gdzie w obliczu potęgi żywiołu spokojnie oddychałam pełną piersią, delikatną kobiecością, a ludzie wokół wpatrywali się we mnie jak urzeczeni. Nawet w zwykłe dni jestem nimfą, która obdarza świat samym faktem swego istnienia. W blasku gwiazd jestem panią dusz, których myśli błąkają się wokół mej osoby.  Ach, ten wpływ natury…!
          Z perspektywy czasu cieszę się, że Szwajcaria pomogła mi odpocząć, bowiem już pobyt we Włoszech zszarpał me nerwy. Poznałam tam  samego króla, Wiktora Emanuela. Któraż to dama z Polski może szczycić się czymś podobnym? Władca był oczarowany moim pięknem, wielce cenił czas spędzony w moim towarzystwie. Zyskał na tym papa, którego Wiktor Emanuel zwykł zwać przyjacielem, a nawet zaproponował mu tytuł hrabiego. Tatko odmówił, a przecież zyskalibyśmy w oczach szlachty niebywale ! Teraz, kiedy jedynymi dowodami na przyjaźń tak znakomitej persony są drobne upominki, nie wszyscy mogą dać temu wiarę. Quel dommage!12 W każdym razie skończyło sie na tym, że tylko papa zachował dobre wspomnienie o tym człowieku. Nie mam za złe królowi, iż poczuł do mnie afekt13 , jednakże pocałunek w rękę pokazał, jak złe obycie ma ten mężczyzna. Któż śmiałby zachować się tak bezczelnie w stosunku do damy!? Wiadomą rzeczą jest, że każdy miłostnik14 musi znać granice. Dodatkowym wstrętem napawały mnie sugestie, bym spróbowała tak oczarować Wiktora Emanuela, by wkraść się w rodzinę królewską. Uważam, że takie wzmianki mi uchybiają. Nigdy nie będę się starać o mężczyznę. Zresztą, jestem młoda, a do małżeństwa wcale mi nie spieszno. Doskonale wiem, że nie jest ono taką bajką, jak przedstawiają go niektóre lektury. Mąż wcale nie szanuje swej kobiety tak jak wtedy, kiedy się o nią starał. Co najgorsze, żona w ogólnej opinii winna słuchać życzeń męża. Jeśli posłuszeństwo rodzi nienawiść, a „miłość” jest pewnego rodzaju posłuszeństwem, związek musi być przesiąknięty dawką wzajemnej niechęci. Nawet bez przeanalizowania tego wszystkiego wiedziałam co robić. Chłodno pożegnałam Wiktora Emanuela (Czy próbował naprawić swój błąd? Czy kajał się? Doprawdy, nie mogę sobie przypomnieć szczegółów tamtego wieczora!) i stanowczo poprosiłam papę, byśmy wyjechali. Moje życzenie oczywiście zostało spełnione.
           Tak więc jesteśmy znów w Warszawie. Muszę przyznać, że ta podróż mnie wyczerpała. Cieszę się, że jestem znów w wygodnym mieszkaniu, gdzie Anusia czeka, by spełniać me zachcianki. Jednakże nie mogę nacieszyć się spokojem, bowiem Florentynka wymyśliła sobie, iż koniecznie musi w tym tygodniu odwiedzić teatr! Zrobię jej tę przyjemność i pójdę tam razem z nią. (Chyba nikt nie mógłby zaprzeczyć, że mam bardzo dobre serce.) Ponadto na moim stoliczku czeka masa biletów wizytowych. Chyba powinnam je przejrzeć, a wcale nie mam na to ochoty.  Zastanawiam się, czy nie spytać papy o podróż do Ameryki. Marzy mi się, by zobaczyć tą Kolej Transkontynentalną. W maju pisali na jej temat w gazetach, więc pewnie i papa będzie zaciekawiony, a przecież nie może być, by ktoś taki jak ja jeszcze nie odwiedził innego kontynentu. Tymczasem kończę dzisiejszy wpis. Jednocześnie obiecuję sobie, że będę pisać znacznie częściej, aby żadne istotne wydarzenie nie zostało przypadkiem pominięte. Odkładam pióro i żegnam uprzejmie. 


____________________________________________________________________
1 – W 1867r. Austria przekształciła się w  Austro-Węgry.
2 - Mon œil! – franc. Niesłychane!
3 – Ours – franc. niedźwiedź ; dzikus           
4 – Puéril – franc. głupiutki, infantylny
5 – Aboś – staropolskie : ale, jednak
6 -  Monstres - franc. – potwory
7 – Chodzi tu o powstanie styczniowe i jego klęskę. 
8 – Vie il est art. - franc. Życie jest sztuką.
9 – Jednostka monetarna  Cesarstwa Austriackiego, a następnie Austro-Węgier.
10 -  Alić – staropolskie : i oto
11 - Rosyjski malarz-marynista ormiańskiego pochodzenia, żyjący w latach 1817-1900.
12 – Quel dommage! – franc. Cóż za szkoda!  
13 – Afekt – staropolskie: uczucie, miłość
14 – Miłostnik – staropolskie:  wielbiciel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz