czwartek, 17 września 2015

Nad przepaścią (2013)



Danielowi P. – koledze z lat licealnych.
Wierzę w Ciebie- pamiętaj o tym!

          Olivier biegł wciąż przed siebie nie zatrzymując się mimo uderzających go gałęzi i ostrych cierni, które raniły jego twarz. W głosie czul natłok myśli , oddychał szybko. Ciszę mącił tylko szelest i gorączkowo powtarzane słowa: „ Boże… Pozwól mi umrzeć!” Chciał tego. I do tego zmierzał.
          Czy gdyby jego losy potoczyłyby się inaczej, znalazłby się w tym miejscu? W oddali słońce wstawało wraz z nowym dniem i rzucało jasny promień na rośliny budzące się po nocy. Ona nie doczekała tego pięknego widoku, gdzieś tu, pod którymś z tych drzew została brutalnie zamordowana przez jakiegoś szaleńca. 
          Jak obrazy stanęły mu przed oczyma tamte chwile. Sophie siedząca na kanapie. Uśmiechała się do niego zachęcająco, trzepotała rzęsami (tylko w jej wydaniu nie wydawało mu się to żałosne) i poprawiała swoją niebieską sukienkę sięgającą do kolan. Nie ubierała się wyzywająco, skądże! Była uosobieniem kobiecości i niewinności. Czasem zdawało mu się, że jest ona kimś dla niego nierealnym; tak bardzo różniła się od innych dziewcząt, które znał. To wrażenie pojawiało się szczególnie wtedy, kiedy rozmyślała w półleżącej pozycji, wsparta na łokciu, a on tak niewiele mógł wyczytać z jej twarzy. Wtedy natomiast była pobudzona, taka radosna…
- Nie pójdę – rzekł gniewnie Olivier.
- To tylko spacer. Pokażę ci piękne miejsce. Wiedziałeś, że za tym laskiem jest wodospad? – niemal krzyczała z podekscytowania.
- Wiedziałem. Tracisz czas, kochana.
-Jutro? – spytała z nadzieją w głosie.
-Jutro. Obiecuję.
           Nie miało być jutra. Nie dla niej.
          Wreszcie znalazł. Duży, pieniący się wodospad ze skałami wynurzającymi się z żywiołu. Szum przerodził się w przeciągły jęk, wzywał go do siebie. A może tylko mu się tak wydawało? Nie spał od śmierci Sophie – od trzech dni. Ale dopiero teraz zdobył się, by zrobić porządek ze swoim życiem. Tuż obok wody znalazł suchy skrawek – przepaść. Poczuł powiew wiatru na swej twarzy, ciepło ranka, dobiegł do niego śpiew ptaków. Zrozumiał, że oto sam Bóg przemawia do niego w ten sposób, mówi: „Zostań tu! Nie rezygnuj z tego, co ci dałem, nie zmarnuj tego. Żyj!”… „Nie!” – odpowiedział. Stanął , stanął nad przepaścią, rozłożył szeroko ręce, zamknął oczy, uśmiechnął się. Krok do przodu. Drugi. Jeszcze tylko jeden…
          Nagle Olivier usłyszał szelest. Ze zdziwieniem otworzył oczy. Rozejrzał się – wprawdzie wodospad był źródeł niesamowitego huku, hałasu, ale obok, w lesie… Czy to możliwe? Coś poruszyło się między drzewami? Czy to Bóg zechciał oddać mu Sophie – znikąd chwycił się tej abstrakcyjnej, dającej nadzieję myśli.
          Podszedł bliżej drzew. Przepaść pozostała za nim.
-Sophie… Sophie… - szeptał – Sophie najdroższa … Jesteś?
          Wtem usłyszał dziwny dźwięk przypominający śmiech hien – szyderczy, bezlitosny …  Olivier poczuł mrowienie na plecach, spiął się cały. Przed nim pojawiła się postać w ciemnej pelerynie, rodem z fantasy czy horrorów. Wiedział, że nad nim góruje, ale nie potrafił powiedzieć, jaka jest wysoka. Czuł, że mu grozi, ale dotychczas nie wykazywała oznak wrogości. Szukał wzrokiem jej oczu, ale ukrywała twarz. Odetchnęła i Oliviera owinął słodki, kuszący zapach, jednocześnie tak lodowaty, że zadrżał. Podniosła bladą, kościstą dłoń i wezwała go palcem do siebie.
-Nie! – wrzasnął. Nie wiedział dlaczego. Po prostu czuł, że tak trzeba.
         Postać wydawała z siebie syk, oznaczający bez wątpienia wściekłość. Sięgnęła za pazuchę i Olivier spostrzegł, że chowa za siebie sztylet. Mały, zdobiony drogocennymi kamieniami – po prostu sztylet, zabawka śmierci. Kierowany ostatecznością i emocjami – rzucił się do przodu i zręcznym ruchem ściągnął kaptur postaci. Zamarł. Ujrzał twarz kobiecą, ale nie ludzką;  zdziwioną , ale bez uczuć. Czerwone usta rozchyliła nieco, ze świstem wciągając powietrze. Duże, czarne oczy wpatrywały się w niego znad wysoko uniesionych brwi. Blada twarz, niesamowicie szczupła. Zgasły najbardziej naiwne z nadziei – to nie była Sophie.
         Odkryła sztylet. Olivier zaczął się cofać. Tysiące myśli przemknęło przez jego głowę. Istota wyciągnęła rękę i jeszcze raz wezwała go palcem. Zrobił krok do tyłu. „ I tylko myśl we mnie żyje…” Machnęła sztyletem, ale to było tylko ostrzeżenie. Krok do tyłu. „… Że jeśli zginę, to spotkam ciebie…”  Schyliła głowę, w zimnych oczach pojawiły się wesołe ogniki. Bawiła się nim. Ale czego chciała tak naprawdę? „…więc jeśli zginę – zginę dla ciebie?” . Gdzie był jego anioł stróż? Może mógł inaczej pokierować swoim losem ? Może gdyby szanował ludzi… „Gdzie jesteś, Sophie ?” Krok do tyłu. „Sophie?”  Krok do tyłu. „Sophie.” Krok do tyłu.  „Sophie!!!” Krok do tyłu. Przepaść.
          Znów nad przepaścią. Obydwoje – on i czarna lilia – zamarli. Patrzyli na siebie, nie wrogowie, ale i nie przyjaciele. Nie było już kroków w tył. Wtem w jego głowie pojawiła się myśl – „Boże, nie zabijaj! Pozwól mi żyć!” Chciał tego. Ale czuł, że jego los zmierzał gdzie indziej.
        Sophie …

1 komentarz: