Ewie S. – koleżance z zespołu
młodzieżowego,
miłośniczce
koni-
Z życzeniami, by radość, którą masz w sercu, nigdy
nie straciła na sile-
Coś
na rozweselenie w smutne dni.
Cóż, egzamin nie rozpoczął się
punktualnie, mimo, że magister Koziołek przybyła punktualnie , a test miał się
odbyć u kandydatki. Nie w jej domu, ale u jakieś cioci, ale cóż to za różnica.
Faktem jest, iż nic nie było przygotowane, co rozzłościło Urszulę Koziołek.
- Co ty sobie myślisz, dziewczyno ? Przecież nie robisz mi
łaski, przystępując do testu!
-Tak, ale …
-Żadnych „ale” ! No
dobrze, przynieś wszystko, zaczynamy.
Zawstydzona
Justyna zerwała się z krzesła i wykonała polecenie starszej pani. Nic nie
mówiła, bo i co miała powiedzieć? Że kuzynka źle podała jej godzinę egzaminu?
Że ciotka wysłała ją po zakupy? Końcem końców usiadła i zwróciła się do pani
magister:
-Mogę prosić o arkusz?
- Chce pani może zapiekankę? Każdy prosi o przepis, gdy
chociaż raz posmakuje naszych specjałów. – W drzwiach ciotka Janina szczerzyła
zęby jakby miała apetyt na panią Koziołek, a nie na zapiekankę.
-Och! Nie przeszkadzać ! – odparła z oburzeniem
egzaminatorka, a gdy ciocia wzruszyła ramionami i odwróciła się, zawołała – No
! Skoro pani nalega, chyba się skuszę. Tylko bez papryki proszę, mam na nią
uczulenie.
Przełknęła
ślinę – widocznie miała ochotę na małą przekąskę. Jednocześnie podejrzliwie
przypatrywała się Justynie, jakby oczekiwała, że ktoś wrzuci jej podpowiedzi
zza okna. Okno było oczywiście zamknięte. A zapiekanki rzeczywiście wyglądały i
pachniały niezwykle apetycznie. Egzaminatorka wzięła jedną, przyjrzała jej się
uważnie i zapytała :
-Jakich przypraw tutaj używacie?
-No majeranku, kminku, czosnku, pieprzu, przyprawy do
kurczaka…
-Ach, więc to czerwone to tylko przyprawa do kurczaka! –
westchnęła z ulgą.
Magister
Koziołek wzięła duży kęs do ust, żuła chwilę i – przełknęła. Już po kilku
sekundach było jasne, że coś jest nie tak – krztusiła się, nie mogła złapać
tchu. Justyna wybiegła z pokoju, a po chwili wróciła ze szklanką wody.
Przerażonym wzrokiem wpatrywała się w Urszulę Koziołek. Na szczęście stan tej
drugiej się polepszał. Gdy doszła do siebie, z obłędem w oczach krzyknęła,
plując przy tym na zmieszaną Justynę :
- Jak można !? I ty chcesz do nas dołączyć !? A pani ! Pani
…! Mówiła pani, że to przyprawa do kurczaka! Przecież to była papryka!
-Ja kurczaka przyprawiam papryką – odrzekła spokojnie ciotka
Janina i uniosła dumnie głowę. – Zresztą, chciała pani dużo papryki.
-Ja !? Nie chciałam ! Mówiłam, jestem na nią uczulona! –
Egzaminatorka wyglądała, jakby oszalała.
- Możliwe – odparła ciotka beznamiętnym tonem.
Magister
Koziołek wstała, obrzuciła kobiety niemal pogardliwym spojrzeniem i skierowała
się do wyjścia. Dopiero widok zrozpaczonej Justyny wzbudził w niej litość –
wróciła do stołu.
-Masz jeszcze dziesięć minut – poinformowała zrezygnowanym
tonem.
Justyna
skrobała więc zawzięcie, gdyż mimo przeciwności nawet dobrze jej szło. Z lekkim
uśmiechem odpowiadała na ostatnie pytania, gdy wypisał się jej długopis. Była
na to przygotowana - - sięgnęła do
piórnika, gdy wyleciało z niego kilka zwiniętych karteczek. Magister uniosła
wysoko brwi. Po zdumionej minie uczennicy poznała, że ta nic o tym nie wie.
-O! Zapomniałam ci powiedzieć! To miało być na wypadek,
gdybyś czegoś zapomniała. – Do pokoju weszła kuzynka Justyny, Ola.
-Dzień dobry – powiedziała znaczącym tonem egzaminatorka.
-Myślałam, że będzie pani później. Że będzie się pani dłużej
pucować i stroić. – Ola rozsiadła się na fotelu obok.
-Co masz na myśli, dziewczynko ?
- No niech pani zauważy, ile tych korali pani na siebie
założyła! Podobno to syndrom starych panien, czy jakoś tak. Chcą pokazać
światu, że kiedyś były piękne. Myślą, że ubiorem zamaskują zmarszczki i
rozstępy.
- Zmarszczki!? Rozstępy!? – Głos egzaminatorki był już
przepełniony nienawiścią.
-Ja to rozumiem, naprawdę. Kobietom po sześćdziesiątce musi
być trudno.
-Mam czterdzieści osiem … - wyrwało się biednej pani
Urszuli.
- Oczywiście, wierzę pani! – zapewniła Ola, choć ton jej
głosu wskazywał na coś innego.
„Starsza
pani” była purpurowa ze złości, Justynie łzy napłynęły do oczu (raczej nie ze
śmiechu), a Olka kiwała głową w zadumie. Dopiero po chwili zorientowała się, co
powiedziała. Rzuciła się do stóp obrażonej magister i zaczęła błagać ją o wybaczenie.
Wymieniła wszelkie zalety Justyny, mówiła, jaka z niej samej głupia idiotka,
wspomniała coś o uderzeniu głową w beton w dzieciństwie, jednak magister
złagodniała dopiero po wyznaniu, że te słowa były spowodowane podświadomą
zazdrością o niezwykłą urodę pani Urszuli.
Najważniejsze, że kobieta wzięła
do ręki test Justyny i zaczęła go poprawiać. Po kilku minutach odłożyła arkusz
i powiedziała z (udawaną) radością :
-Egzamin zdany na piątkę z plusem. Gratuluję serdecznie,
właśnie zostałaś przyjęta do prestiżowego liceum ogólnokształcącego nr 7 dla w
a r i a t ó w ! Witamy !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz