czwartek, 17 września 2015

Drzwi do wolności (2013)



Piotrowi K. – kuzynowi,
Który zawsze zdawał mi się buntownikiem

         Minęły dwa miesiące. Dwa miesiące smutku, łez i niezrozumienia tego, co się stało. Nawet o niej pamiętał. Na kartce wyrwanej z notatnika, który dostał właśnie od niej na imieniny… Nie napisał dlaczego. Poprosił tylko, aby się nigdy nie poddała, ponieważ wie, że jest wspaniała. A potem skoczył. Tak powiedziała policja. Ponoć nie cierpiał w chwili śmierci. Poza tamtym momentem całe jego życie było cierpieniem – przedwczesna śmierć rodziców, życie w rodzinie, gdzie był niechciany, trudności w odnalezieniu swojej ścieżki w życiu… I wtedy skoczył – zostawił ją. Była sama, sama, sama… samotna.
          Jutro miały minąć dwa miesiące od kiedy z tym żyje, od kiedy policja zapukała do ich drzwi. Mama otworzyła je myśląc, że to pomyłka. Magda od razu wiedziała, że chodzi o Dominika. Intuicja. I pomimo, że intuicja powiadomiła ją o tragedii wcześniej, kiedy to usłyszała – zemdlała. Po chwili ją ocucono. Ojciec stał z kamienną twarzą, matka była w szoku. Magda nie była w stanie powstrzymać łez. Chciała krzyczeć, biec gdzieś przed siebie, zniszczyć coś! Jednak siedziała cicho, myśląc o nim i nie słuchając rozmowy rodziców i policjantów. Dwa miesiące… Dwa miesiące! Dopiero? Już? Nikt wtedy nie płakał oprócz niej, ale tylko ona wiedział jak wspaniały był chłopiec, o którym rozmawiano. Dominik, jej kuzyn, a właściwie przyrodni brat.
          Teraźniejszość? Oprócz pustki nie czuła niczego. Była pewna, że tak powinno być, że gdyby zapomniała o przeszłości, obraziłaby pamięć Dominika.
-Nie w szkole? – Zapytał tata patrząc w sufit.
-Mam na południe.
-Nie smakuje ci śniadanie?
-Pycha. – Magda nie cierpiała jajecznicy.
-Jaka książkę czytałaś ostatnio? Wypożyczyłaś coś?
-„Buszujący w Zbożu”. O takim chłopcu…
-Przestań! – Ojciec niemalże krzyknął. – Mam tego dość! To ta książka, którą on ci polecił! Czy nawet po jego śmierci nie mogę mieć spokoju!?
          Dziewczyna milczała.
-Odpowiedz coś!
          Cisza.
-Robisz się skryta i pyskata! I to przez niego! Zabraniam ci! Zabraniam!
-Czego ?
-Wszystkiego, a nade wszystko czytania tej bzdurnej książki. Żyjesz wspomnieniami! Nie interesujesz się tym, co się dzieje wokół ciebie! Miałaś już dosyć czasu, by pogodzić się z tym, co się stało. Dzisiaj zwrócisz tę książkę.
-Dlaczego?
-Wiesz, że jesteś pod moim dachem!? Na mojej łasce!? Mogę cię w każdej chwili stąd wyrzucić!
          Milczenie.
-Rozumiesz co do ciebie mówię!? Idź na górę i nie pokazuj się tu do czasu, aż przemyślisz swoje zachowanie. Nie zniosę lekceważenia mnie. Nawet, a może i szczególnie z twojej strony. Jestem twoim ojcem. A teraz marsz do góry.
          Dziewczyna posłusznie wyszła do swojego pokoju. Kiedyś, dawno temu mieszkała tu z nim. Magda rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w pościeli. Nie płakała, ale miała już dość rozmów, pretensji, kłótni, bolesnych wspomnień. Tak teraz wyglądała jej codzienność. Kiedyś miała w kimś oparcie, teraz czuła się jak samotny żołnierz na polu bitwy. Naprzeciw – składająca się z tysięcy armia wroga. Trzeba zadecydować – zarządzić odwrót czy niewątpliwie zginąć? I tak nie ma dokąd wracać …
          Magda uświadomiła sobie, że stworzyła własną historię. Jak Holden, który miał ratować dzieci przed skokiem w przepaść. Dominika przed skokiem nikt nie ocalił. Wręcz przeciwnie, wszystko go do tego pchało. Spojrzała w lustro. „Zawsze wiedziałem, że jesteś wspaniała”. Chyba się pomylił. Dziewczyna podniosła wzrok, który padł na stary kalendarz. Wciąż tkwiła tam data siedemnastego  sierpnia. Dziś siedemnasty październik, zwykły dzień. Trzeba iść do szkoły. Zebrała swoje rzeczy i bez słowa wyszła z domu. Pierwsze przedmioty przeminęły w zaskakująco szybkim tempie, przynajmniej takie miała wrażenie. Nie słuchała uważnie nauczycieli. Na matematyce było podobnie.
-Dlaczego nie piszesz notatek? W tym momencie jestem zmuszona wpisać ci ocenę niedostateczną, w dodatku trzecią w tym semestrze. Nie wiem co się stało, byłaś taką dobrą uczennicą!
          Ach, jak ona nienawidziła tych upomnień! Tych drwiących uśmieszków pustych lal z warkoczami! Spojrzeń pełnych wrogości do niej – dziwnej, niepasującej do reszty, zamkniętej w sobie. Nikt nie rozumiał …
-Nawet jeśli napiszesz sprawdziany na ocenę pozytywną, a na lekcji…
-Zrozumiałam do cholery!
-…będziesz… Słucham!?
-Proszę, niech pani przestanie mówić bzdury. Boję się, że w końcu powiem coś, czego będę potem żałować.
-Magdalena! – Nauczycielka nie była w stanie nic więcej powiedzieć.
          Nastały dwie długie minuty ciszy. Jej natężenie rosło z każdą chwilą. Na szczęście zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę. Madzia pierwsza wyszła –a właściwie wybiegła- z klasy. Nie odpowiadała już na pytania i zaczepki. Wiedziała, że rówieśnicy wyrobili sobie opinię o tym zdarzeniu. Czuła, że już nie chce próbować tego zmieniać.
          I wreszcie ostatni przedmiot. Plastyka. Z początku rysowała morze, lecz później zdecydowała, że będzie to jezioro. Pływały na nim kaczki, a wokół rosły wysokie trawy i kolorowe kwiaty. Słońce chyliło się ku zachodowi, trwało w doskonałym punkcie zawieszenia. Rysunek, który z początku był zwykłym malunkiem, przeistoczył się w przesłanie. Rozejrzyj się, jesteś w pięknym miejscu. Musisz odkryć drzwi do tego świata, znaleźć klucz i przekręcić go w zamku. To drzwi do wolności, a za nimi jest jezioro, na nim pływają kaczki, a wokół rosną wysokie trawy i kolorowe kwiaty. Miejsce nieskażone śladem człowieka. Idealna samotnia, miejsce wyciszenia. Drzwi prowadzą do wolności, która cię uszczęśliwi, ale co jest kluczem? Dominik przekręcił klucz , ale dlaczego swoją wolność znalazł w skoku? Wcześniej, mieszkając z Magdą, nie był szczęśliwy, więc wyjechał.
           Magda dobrze pamiętała tamto wydarzenie. Weszła do jego pokoju, żeby zapytać o jakiś film i nagle – duża walizka, puste półki…
-Hej – mruknął z roztargnieniem. – Co jest?
-Wyjeżdżasz…
-Mówiłem ci, że tak będzie. Że w końcu będę musiał to zrobić. Nie wytrzymam dłużej, przepraszam.
-Zostawisz mnie? – Z jej oczu popłynęły łzy.
-Płaczesz? – Zdziwił się Dominik.
-Zostawisz mnie? – Zapytała ponownie.
           Dominik milczał. Dziewczyna wpatrywała się w kuzyna – jego włosy, długie i jasne, w które tak często tuliła twarz i płakała, żaląc się ze swoich smutków i niepowodzeń; na szczupłe ciało; ręce, które brały ją w objęcia; oczy, które wpatrywały się w nią z satysfakcją, ilekroć Dominik nauczył ją czegoś nowego, usta zawsze pełne wspierającego ją uśmiechu. Cały on. Był dla niej niczym starczy brat, a wtedy pożegnał się i nie wrócił.  W drzwiach obrócił się i powiedział pewnie:
-Kiedyś zrozumiesz.
           Teraz, ponad dwa lata po tamtych wydarzeniach, siedząc w szkolnej ławce, szepnęła:
-Rozumiem…
          Obraz był skończony. Po  lekcji oddała go do oceny. Kiedy wracała do domu, szła przed siebie, nie oglądając się na boki. Na końcu ulicy stał jej dom – mały, z pozoru przytulny. Naprzeciw niej – drzwi. Tym razem prowadziły do niewoli.  choć bardzo tego nie chciała – otworzyła je i weszła do środka. Już wtedy wiedziała, że tego pożałuje.
-Myślałam, że kończysz później. Ale dobrze, że już jesteś. Szybciutko się przebierz i chodź na obiad. Zrobiłam te kluski z masełkiem, które tak lubisz. No, dość tych zup.
-Tylko ruszaj się, nikt nie będzie na ciebie czekał. – Ojciec zepsuł dobre wrażenie zrobione przez mamę.
           Przebrała się w niebieski dres i zeszła do kuchni. Mama podała wszystkim kluski.
-Myślałem,  że mnie przeprosisz – odezwał się ojciec.
-Za co?
-Kiedy do ciebie mówię, masz odpowiadać tak, jak przystało.
-To nie jest mój obowiązek.
-Nie pyskuj! Myślisz, że cię nie znam!? Ty wcale nie żałujesz tego popieprzonego chłopaka! Udajesz wielce zasmuconą, a tak naprawdę jesteś gnojem, jak on! Tylko gitara i koledzy byli mu w głowie. A ty wzięłaś z niego przykład i tworzysz sobie otoczkę, żeby pod pozorem żałoby móc być leniem!
-Wiesiu… - Mama chciała rozładować konflikt, ale Magda poczuła, że miarka się przebrała.
-Jak śmiesz!? To był mój brat!
-Daleki kuzyn. Przygarnąłem go, kiedy jego rodzice gnili na cmentarzu! Jak się odpłacił!?
-Ty go zabiłeś! Ciągle wypominałeś mu to, że nie należy w pełni do naszej rodziny! Szukałeś u niego wyimaginowanych wad!  Całe lata niszczyłeś jego psychikę!
          Magda otrzymała siarczysty policzek.
          Jak po przyjęciu w pracy ojca – zabrał ze sobą córkę, żeby pokazać jej, gdzie pracuje. To było jeszcze przed wyjazdem Dominika, ale już wtedy byli ze sobą skłóceni. W pewnej chwili podeszła do nich starsza pani. Miała okrągłe okulary na nosie i siwe włosy upięte w kok. Na pierwszy rzut oka zdawała się być miła i wesoła.
-Jaka ładna dziewczyna! – zawołała. – Pewnie córeczka tatusia.
-Tak, to moja pociecha. – Mimo wszystko tata promieniował dumą.
-Pan to ma szczęście, Wiesiu. Dzieci to prawdziwy skarb. Masz rodzeństwo, cukiereczku?
-Nie ma – odpowiedział za nią ojciec.
          Słowa zamarły jej na ustach, spojrzała na niego ze zdziwieniem. Po przyjęciu wracała z ojcem do domu przez park.
-Jak mogłeś tak powiedzieć!?
-Nie wiem o czym mówisz.
-Powiedziałeś, że jestem jedynaczką!
-To prawda. Mam tylko jednego bachora.
-A Dominik!? Gdy do nas przybył, powiedziałeś, że jesteśmy rodziną, że to mój brat! On się nie liczy?
-To było siedem lat temu, inne czasy.
-Jeśli on nie jest moją rodziną … - Odwaga sięgnęła zenitu. – …To ty też nie.
          Wtedy po raz pierwszy w życiu została spoliczkowana przez ojca.
          Teraz stali przy stole, patrząc na siebie ze złością i niechęcią. Matka milczała, wpatrując się w podłogę i wyginając palcami. Magda odwróciła się i weszła do łazienki, zamykając drzwi na mały zamek. Kryjówka. Usiadła na brzegu wanny, włączyła zimną wodę i obmyła twarz. Czuła, że jeśli czegoś nie zrobi, oszaleje. Dręczyły ją słowa ojca: „Ty wcale nie żałujesz tego popieprzonego chłopaka.” Czy ojciec ma rację? Zaczęła mieć wątpliwości, łzy podeszły do oczu. Nagle dostrzegła, że obok niej leży żyletka. Podniosła ją. Czy na tym polega siła? Mieć odwagę zdecydowanym ruchem poprowadzić ostre narzędzie po ręce? A może siła to przezwyciężenie swoich słabości? I tak nie ma już siły myśleć… Spojrzała na żyletkę w swojej ręce. Trzy, dwa, jeden… Pukanie do drzwi.
-Wychodź wreszcie!
-Już!
          Nie miała wyboru. Odłożyła narzędzie i wyszła. Ominęła bez słowa ojca i zamknęła się w swoim pokoju. Coś sobie uświadomiła. Nie, to nie wina ojca. To JEJ wina. Przecież jej mówił…
-Wiesz, chyba stąd wyjadę – powiedział któregoś dnia.
-Po co?
-Po prostu. Muszę z tobą o tym porozmawiać. To skomplikowane, bardziej niż możesz sobie wyobrazić.
-Ale dlaczego?
-Żeby… żeby móc żyć. Słuchaj – chcę ci powiedzieć, że dasz sobie radę.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. Może za dwa dni… a może trochę później…
-Dokąd pojedziesz?
-Nie wiem! Zresztą, zapomnij o tym, to już nieważne. Uśmiechnij się. Narwiemy kwiatów mamie-cioci.
-Okej.
           Czemu wtedy na niego nie nawrzeszczała!? Czy gdyby mu to odradzała – zmieniłby zdanie? A może to były jego poszukiwania wolności ? On jej szukał od zawsze…
          Wtedy ten pomysł wpadł jej do głowy – nie, nie zostanie dłużej w niewoli. Zrobi to samo co Dominik. Wzięła mały plecak, wrzuciła do niego swoje oszczędności, zdjęcie Dominika i mamy, legitymację szkolną i dwie książki. Wybiegła z domu. Była wolna, ale jeszcze nie do końca szczęśliwa. Szła przed siebie, jak najdalej od tego miejsca, jak najdalej od więzów, które próbowały ją opleść. Kiedy się zmęczyła, kupiła bilet i wsiadła do autobusu. Nie wiedziała nawet, jaki jest punkt docelowy tej podróży. Ważne było tylko to, że autobus oddalał się od jej domu. Tak, daleko od domu…
           Sama nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim wysiadła. Autobus znajdował się w przed rozległymi polami. Szła między kłosami zboża i przypomniała sobie o książce poleconej przez Dominika. Może on był Alikiem? A ona ? Holdenem, który nie wytrzymał dłużej, czy Phoebe wpatrzoną w krewnego? „Nikim. Czternastolatką, która nie potrafi sobie poradzić” – odezwał się głos w jej głowie.
           Zapadła noc. Uciekinierka położyła się w rowie, kładąc głowę na plecaku. Kiedyś, kiedy miała dziewięć lat, a on siedemnaście, nocowali w podobnym miejscu, tylko że spali w namiocie. Zaśmiewali się z jakiegoś głupiego dowcipu, kiedy Dominik zapytał znienacka:
-Wiesz, kogo lubię najbardziej na świecie?
-Mnie?
-Oczywiście. – Wyszczerzył zęby.
-My zawsze będziemy razem! Nie zostawisz mnie!
-Magda, skąd ci to przyszło do głowy? Musiałbym zwariować, żeby się z tobą rozstać!
-Wierzę ci. Ale ty… kochasz mnie, prawda?
-Jak rodzoną siostrę, choć mam tylko przyrodnią. Nie mam zamiaru cię zostawiać.
-Ja też cię kocham, braciszku.
          Z tym wspomnieniem porwał ją gwałtowny szloch.
-Ty cholerny dupku! – wyłkała. – Ty kłamco! Dlaczego mnie zostawiłeś! Dlaczego… nie pozwoliłeś mi przejść z tobą przez swoje drzwi?
          Zasnęła. Nie na całą noc, nie na wieczność, jak by sobie życzyła. Obudziła się po kilku godzinach. Było jej przeraźliwie zimno, szczękała zębami. Czuła, jak każdy milimetr ciała przenika potworny chłód. Wstała. Jej ubranie było mokre od rosy. Ciemność powoli się przerzedzała, widocznie zbliżał się wschód słońca. Spała dłużej, niż myślała.
           Rozejrzała się. Do przystanku, a potem – dalej. I szła tak, buszująca w zbożu, a wiatr nucił wśród łanów i traw melodię, która wydawała jej się znajoma w swej obcości. I szła, buszująca wśród szeptów, a szeptu ją otaczały. Nie zastanawiała się, w którą stronę idzie, ale wiedziała, że to dobry kierunek. Ha, intuicja! Jak wtedy, gdy przyjechali policjanci… I teraz tak jak on szukała wolności i szczęścia, ale … zaraz, przecież on powiedział…
-Wiesz, co najbardziej w tobie lubię?
-Co?
-To, że kiedy nad morzem była kiepska pogoda, cieszyłaś się, że masz więcej czasu na zbieranie muszli. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?
-Nie. Wytłumacz.
-Potrafisz odnaleźć szczęście. Nie narzekasz. To godne szacunku, naprawdę.
          Dziewczyna w zbożu zatrzymała się. Zrozumiała, że ucieczka  to nie drzwi do wolności, a ich ułuda. Ona musiała zmierzyć się z przeznaczeniem. Zaczęła biec ile sił w nogach w kierunku minionej wcześniej stacji benzynowej. Musiała  gdzieś zadzwonić.
***
          Z samochodu wysiadł tata i policjant.
-Przepraszam – szepnął.
-Tato…
-Nie byłem dobrym ojcem. Szczególnie dla niego. I tak, jego śmierć była moją winą. Nie potrafiłem zaakceptować go jako syna. Nie mogę sobie z tym poradzić. Wiem, że mam krew na rękach. To, co ci wczoraj powiedziałem… Nie myślę tak! Nie chciałem tego wszystkiego! Obiecuję, że się zmienię! Daj mi szansę!
-Nie obiecuj, gdy nie masz pewności, że dotrzymasz obietnicy – odrzekła chłodno, po czym dodała łagodniej – Wracajmy do domu. Odnalazłam swoje drzwi do wolności i przekręciłam klucz. Teraz może być tylko lepiej.
-Drzwi? Klucz? – Nie odpowiedziała.
          Po rozmowie z policjantem wreszcie mogli wrócić do domu. Niebo zabłysło w szmaragdowej ekstazie, przeistaczając się w błękit. Magdalena siedziała z tyłu samochodu, przyciskając policzek do szyby. Była bardzo zmęczona, a głowa bolała ją niemiłosiernie. By zmniejszyć ból, chciała pomyśleć o czymś spokojnym. Przywołała wspomnienia z dzieciństwa i wtedy jedno zdarzenie powróciło do jej pamięci. Miała wtedy pięć lat, Dominik – trzynaście. Była mała i mało odważna, jak każde dziecko miała swoje fantazje i obawy. Przypadały imieniny jej mamy, a ona rysowała na łóżku laurkę. Weszła Amelia, jej znienawidzona, starsza o pięć lat lat kuzynka.
-Czemu nie wejdziesz pod łóżko? –zapytała nagle. – Ano tak, boisz się. I słusznie, tam są potwory.
-Potwory!? – Mała Madzia otworzyła szeroko oczy.
-Tak, potwory! Rozprują twoje ciało tak, że wypłyną flaki. Wypiją krew, pobiją i zabiją. Nikt ci nie pomoże. One potrafią zaatakować, kiedy będziesz sama. Współczuję ci, nie chciałabym być na twoim miejscu.
-Nie ma potworów spod łóżka. – Nikt nie zauważył, kiedy do pokoju wszedł Dominik.
-Nie ma?
-Nie ma. A przed wszystkim innym ja cię obronię.
          Amelia zaśmiała się jakby szyderczo i wyszła z pokoju. Dziewczyna poczuła wdzięczność do kuzyna. Czuła ją nawet teraz, po tylu latach. Wiedziała, jak wiele dobrych wspomnień zawdzięczała Dominikowi. Pomogły one odnaleźć jej klucz – odwagę, by walczyć o swoje. Pokonała drzwi – zyskała siłę, by odegnać złe wspomnienia, urazy i żyć pięknem życia. Była wolna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz