Piotrowi K. – kuzynowi,
Który zawsze zdawał mi się buntownikiem
Minęły dwa
miesiące. Dwa miesiące smutku, łez i niezrozumienia tego, co się stało. Nawet o
niej pamiętał. Na kartce wyrwanej z notatnika, który dostał właśnie od niej na
imieniny… Nie napisał dlaczego. Poprosił tylko, aby się nigdy nie poddała, ponieważ
wie, że jest wspaniała. A potem skoczył. Tak powiedziała policja. Ponoć nie
cierpiał w chwili śmierci. Poza tamtym momentem całe jego życie było
cierpieniem – przedwczesna śmierć rodziców, życie w rodzinie, gdzie był
niechciany, trudności w odnalezieniu swojej ścieżki w życiu… I wtedy skoczył –
zostawił ją. Była sama, sama, sama… samotna.
Jutro miały
minąć dwa miesiące od kiedy z tym żyje, od kiedy policja zapukała do ich drzwi.
Mama otworzyła je myśląc, że to pomyłka. Magda od razu wiedziała, że chodzi o
Dominika. Intuicja. I pomimo, że intuicja powiadomiła ją o tragedii wcześniej,
kiedy to usłyszała – zemdlała. Po chwili ją ocucono. Ojciec stał z kamienną
twarzą, matka była w szoku. Magda nie była w stanie powstrzymać łez. Chciała
krzyczeć, biec gdzieś przed siebie, zniszczyć coś! Jednak siedziała cicho,
myśląc o nim i nie słuchając rozmowy rodziców i policjantów. Dwa miesiące… Dwa
miesiące! Dopiero? Już? Nikt wtedy nie płakał oprócz niej, ale tylko ona
wiedział jak wspaniały był chłopiec, o którym rozmawiano. Dominik, jej kuzyn, a
właściwie przyrodni brat.
Teraźniejszość? Oprócz pustki nie czuła niczego. Była pewna, że tak
powinno być, że gdyby zapomniała o przeszłości, obraziłaby pamięć Dominika.
-Nie w szkole? – Zapytał tata patrząc w sufit.
-Mam na południe.
-Nie smakuje ci śniadanie?
-Pycha. – Magda nie cierpiała jajecznicy.
-Jaka książkę czytałaś ostatnio? Wypożyczyłaś coś?
-„Buszujący w Zbożu”. O takim chłopcu…
-Przestań! – Ojciec niemalże krzyknął. – Mam tego dość! To
ta książka, którą on ci polecił! Czy nawet po jego śmierci nie mogę mieć
spokoju!?
Dziewczyna
milczała.
-Odpowiedz coś!
Cisza.
-Robisz się skryta i pyskata! I to przez niego! Zabraniam
ci! Zabraniam!
-Czego ?
-Wszystkiego, a nade wszystko czytania tej bzdurnej książki.
Żyjesz wspomnieniami! Nie interesujesz się tym, co się dzieje wokół ciebie!
Miałaś już dosyć czasu, by pogodzić się z tym, co się stało. Dzisiaj zwrócisz
tę książkę.
-Dlaczego?
-Wiesz, że jesteś pod moim dachem!? Na mojej łasce!? Mogę
cię w każdej chwili stąd wyrzucić!
Milczenie.
-Rozumiesz co do ciebie mówię!? Idź na górę i nie pokazuj
się tu do czasu, aż przemyślisz swoje zachowanie. Nie zniosę lekceważenia mnie.
Nawet, a może i szczególnie z twojej strony. Jestem twoim ojcem. A teraz marsz
do góry.
Dziewczyna
posłusznie wyszła do swojego pokoju. Kiedyś, dawno temu mieszkała tu z nim.
Magda rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w pościeli. Nie płakała, ale miała
już dość rozmów, pretensji, kłótni, bolesnych wspomnień. Tak teraz wyglądała
jej codzienność. Kiedyś miała w kimś oparcie, teraz czuła się jak samotny
żołnierz na polu bitwy. Naprzeciw – składająca się z tysięcy armia wroga.
Trzeba zadecydować – zarządzić odwrót czy niewątpliwie zginąć? I tak nie ma
dokąd wracać …
Magda
uświadomiła sobie, że stworzyła własną historię. Jak Holden, który miał ratować
dzieci przed skokiem w przepaść. Dominika przed skokiem nikt nie ocalił. Wręcz
przeciwnie, wszystko go do tego pchało. Spojrzała w lustro. „Zawsze wiedziałem,
że jesteś wspaniała”. Chyba się pomylił. Dziewczyna podniosła wzrok, który padł
na stary kalendarz. Wciąż tkwiła tam data siedemnastego sierpnia. Dziś siedemnasty październik,
zwykły dzień. Trzeba iść do szkoły. Zebrała swoje rzeczy i bez słowa wyszła z
domu. Pierwsze przedmioty przeminęły w zaskakująco szybkim tempie, przynajmniej
takie miała wrażenie. Nie słuchała uważnie nauczycieli. Na matematyce było
podobnie.
-Dlaczego nie piszesz notatek? W tym momencie jestem
zmuszona wpisać ci ocenę niedostateczną, w dodatku trzecią w tym semestrze. Nie
wiem co się stało, byłaś taką dobrą uczennicą!
Ach, jak ona
nienawidziła tych upomnień! Tych drwiących uśmieszków pustych lal z warkoczami!
Spojrzeń pełnych wrogości do niej – dziwnej, niepasującej do reszty, zamkniętej
w sobie. Nikt nie rozumiał …
-Nawet jeśli napiszesz sprawdziany na ocenę pozytywną, a na
lekcji…
-Zrozumiałam do cholery!
-…będziesz… Słucham!?
-Proszę, niech pani przestanie mówić bzdury. Boję się, że w
końcu powiem coś, czego będę potem żałować.
-Magdalena! – Nauczycielka nie była w stanie nic więcej
powiedzieć.
Nastały dwie
długie minuty ciszy. Jej natężenie rosło z każdą chwilą. Na szczęście zadzwonił
dzwonek oznajmiający przerwę. Madzia pierwsza wyszła –a właściwie wybiegła- z
klasy. Nie odpowiadała już na pytania i zaczepki. Wiedziała, że rówieśnicy wyrobili
sobie opinię o tym zdarzeniu. Czuła, że już nie chce próbować tego zmieniać.
I wreszcie
ostatni przedmiot. Plastyka. Z początku rysowała morze, lecz później
zdecydowała, że będzie to jezioro. Pływały na nim kaczki, a wokół rosły wysokie
trawy i kolorowe kwiaty. Słońce chyliło się ku zachodowi, trwało w doskonałym
punkcie zawieszenia. Rysunek, który z początku był zwykłym malunkiem,
przeistoczył się w przesłanie. Rozejrzyj się, jesteś w pięknym miejscu. Musisz
odkryć drzwi do tego świata, znaleźć klucz i przekręcić go w zamku. To drzwi do
wolności, a za nimi jest jezioro, na nim pływają kaczki, a wokół rosną wysokie
trawy i kolorowe kwiaty. Miejsce nieskażone śladem człowieka. Idealna samotnia,
miejsce wyciszenia. Drzwi prowadzą do wolności, która cię uszczęśliwi, ale co
jest kluczem? Dominik przekręcił klucz , ale dlaczego swoją wolność znalazł w
skoku? Wcześniej, mieszkając z Magdą, nie był szczęśliwy, więc wyjechał.
Magda
dobrze pamiętała tamto wydarzenie. Weszła do jego pokoju, żeby zapytać o jakiś
film i nagle – duża walizka, puste półki…
-Hej – mruknął z roztargnieniem. – Co jest?
-Wyjeżdżasz…
-Mówiłem ci, że tak będzie. Że w końcu będę musiał to
zrobić. Nie wytrzymam dłużej, przepraszam.
-Zostawisz mnie? – Z jej oczu popłynęły łzy.
-Płaczesz? – Zdziwił się Dominik.
-Zostawisz mnie? – Zapytała ponownie.
Dominik
milczał. Dziewczyna wpatrywała się w kuzyna – jego włosy, długie i jasne, w
które tak często tuliła twarz i płakała, żaląc się ze swoich smutków i niepowodzeń;
na szczupłe ciało; ręce, które brały ją w objęcia; oczy, które wpatrywały się w
nią z satysfakcją, ilekroć Dominik nauczył ją czegoś nowego, usta zawsze pełne
wspierającego ją uśmiechu. Cały on. Był dla niej niczym starczy brat, a wtedy
pożegnał się i nie wrócił. W drzwiach
obrócił się i powiedział pewnie:
-Kiedyś zrozumiesz.
Teraz, ponad dwa lata po tamtych
wydarzeniach, siedząc w szkolnej ławce, szepnęła:
-Rozumiem…
Obraz był
skończony. Po lekcji oddała go do oceny.
Kiedy wracała do domu, szła przed siebie, nie oglądając się na boki. Na końcu
ulicy stał jej dom – mały, z pozoru przytulny. Naprzeciw niej – drzwi. Tym
razem prowadziły do niewoli. choć bardzo
tego nie chciała – otworzyła je i weszła do środka. Już wtedy wiedziała, że
tego pożałuje.
-Myślałam, że kończysz później. Ale dobrze, że już jesteś.
Szybciutko się przebierz i chodź na obiad. Zrobiłam te kluski z masełkiem,
które tak lubisz. No, dość tych zup.
-Tylko ruszaj się, nikt nie będzie na ciebie czekał. –
Ojciec zepsuł dobre wrażenie zrobione przez mamę.
Przebrała
się w niebieski dres i zeszła do kuchni. Mama podała wszystkim kluski.
-Myślałem, że mnie
przeprosisz – odezwał się ojciec.
-Za co?
-Kiedy do ciebie mówię, masz odpowiadać tak, jak przystało.
-To nie jest mój obowiązek.
-Nie pyskuj! Myślisz, że cię nie znam!? Ty wcale nie
żałujesz tego popieprzonego chłopaka! Udajesz wielce zasmuconą, a tak naprawdę
jesteś gnojem, jak on! Tylko gitara i koledzy byli mu w głowie. A ty wzięłaś z
niego przykład i tworzysz sobie otoczkę, żeby pod pozorem żałoby móc być
leniem!
-Wiesiu… - Mama chciała rozładować konflikt, ale Magda
poczuła, że miarka się przebrała.
-Jak śmiesz!? To był mój brat!
-Daleki kuzyn. Przygarnąłem go, kiedy jego rodzice gnili na
cmentarzu! Jak się odpłacił!?
-Ty go zabiłeś! Ciągle wypominałeś mu to, że nie należy w
pełni do naszej rodziny! Szukałeś u niego wyimaginowanych wad! Całe lata niszczyłeś jego psychikę!
Magda
otrzymała siarczysty policzek.
Jak po przyjęciu
w pracy ojca – zabrał ze sobą córkę, żeby pokazać jej, gdzie pracuje. To było
jeszcze przed wyjazdem Dominika, ale już wtedy byli ze sobą skłóceni. W pewnej
chwili podeszła do nich starsza pani. Miała okrągłe okulary na nosie i siwe
włosy upięte w kok. Na pierwszy rzut oka zdawała się być miła i wesoła.
-Jaka ładna dziewczyna! – zawołała. – Pewnie córeczka
tatusia.
-Tak, to moja pociecha. – Mimo wszystko tata promieniował
dumą.
-Pan to ma szczęście, Wiesiu. Dzieci to prawdziwy skarb.
Masz rodzeństwo, cukiereczku?
-Nie ma – odpowiedział za nią ojciec.
Słowa
zamarły jej na ustach, spojrzała na niego ze zdziwieniem. Po przyjęciu wracała
z ojcem do domu przez park.
-Jak mogłeś tak powiedzieć!?
-Nie wiem o czym mówisz.
-Powiedziałeś, że jestem jedynaczką!
-To prawda. Mam tylko jednego bachora.
-A Dominik!? Gdy do nas przybył, powiedziałeś, że jesteśmy
rodziną, że to mój brat! On się nie liczy?
-To było siedem lat temu, inne czasy.
-Jeśli on nie jest moją rodziną … - Odwaga sięgnęła zenitu.
– …To ty też nie.
Wtedy po raz
pierwszy w życiu została spoliczkowana przez ojca.
Teraz stali
przy stole, patrząc na siebie ze złością i niechęcią. Matka milczała, wpatrując
się w podłogę i wyginając palcami. Magda odwróciła się i weszła do łazienki,
zamykając drzwi na mały zamek. Kryjówka. Usiadła na brzegu wanny, włączyła
zimną wodę i obmyła twarz. Czuła, że jeśli czegoś nie zrobi, oszaleje. Dręczyły
ją słowa ojca: „Ty wcale nie żałujesz tego popieprzonego chłopaka.” Czy ojciec
ma rację? Zaczęła mieć wątpliwości, łzy podeszły do oczu. Nagle dostrzegła, że
obok niej leży żyletka. Podniosła ją. Czy na tym polega siła? Mieć odwagę
zdecydowanym ruchem poprowadzić ostre narzędzie po ręce? A może siła to
przezwyciężenie swoich słabości? I tak nie ma już siły myśleć… Spojrzała na
żyletkę w swojej ręce. Trzy, dwa, jeden… Pukanie do drzwi.
-Wychodź wreszcie!
-Już!
Nie miała
wyboru. Odłożyła narzędzie i wyszła. Ominęła bez słowa ojca i zamknęła się w
swoim pokoju. Coś sobie uświadomiła. Nie, to nie wina ojca. To JEJ wina.
Przecież jej mówił…
-Wiesz, chyba stąd wyjadę – powiedział któregoś dnia.
-Po co?
-Po prostu. Muszę z tobą o tym porozmawiać. To
skomplikowane, bardziej niż możesz sobie wyobrazić.
-Ale dlaczego?
-Żeby… żeby móc żyć. Słuchaj – chcę ci powiedzieć, że dasz
sobie radę.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. Może za dwa dni… a może trochę później…
-Dokąd pojedziesz?
-Nie wiem! Zresztą, zapomnij o tym, to już nieważne.
Uśmiechnij się. Narwiemy kwiatów mamie-cioci.
-Okej.
Czemu wtedy
na niego nie nawrzeszczała!? Czy gdyby mu to odradzała – zmieniłby zdanie? A
może to były jego poszukiwania wolności ? On jej szukał od zawsze…
Wtedy ten pomysł
wpadł jej do głowy – nie, nie zostanie dłużej w niewoli. Zrobi to samo co
Dominik. Wzięła mały plecak, wrzuciła do niego swoje oszczędności, zdjęcie Dominika
i mamy, legitymację szkolną i dwie książki. Wybiegła z domu. Była wolna, ale
jeszcze nie do końca szczęśliwa. Szła przed siebie, jak najdalej od tego
miejsca, jak najdalej od więzów, które próbowały ją opleść. Kiedy się zmęczyła,
kupiła bilet i wsiadła do autobusu. Nie wiedziała nawet, jaki jest punkt
docelowy tej podróży. Ważne było tylko to, że autobus oddalał się od jej domu.
Tak, daleko od domu…
Sama nie
wiedziała, ile czasu minęło, zanim wysiadła. Autobus znajdował się w przed
rozległymi polami. Szła między kłosami zboża i przypomniała sobie o książce
poleconej przez Dominika. Może on był Alikiem? A ona ? Holdenem, który nie
wytrzymał dłużej, czy Phoebe wpatrzoną w krewnego? „Nikim. Czternastolatką,
która nie potrafi sobie poradzić” – odezwał się głos w jej głowie.
Zapadła
noc. Uciekinierka położyła się w rowie, kładąc głowę na plecaku. Kiedyś, kiedy
miała dziewięć lat, a on siedemnaście, nocowali w podobnym miejscu, tylko że
spali w namiocie. Zaśmiewali się z jakiegoś głupiego dowcipu, kiedy Dominik
zapytał znienacka:
-Wiesz, kogo lubię najbardziej na świecie?
-Mnie?
-Oczywiście. – Wyszczerzył zęby.
-My zawsze będziemy razem! Nie zostawisz mnie!
-Magda, skąd ci to przyszło do głowy? Musiałbym zwariować,
żeby się z tobą rozstać!
-Wierzę ci. Ale ty… kochasz mnie, prawda?
-Jak rodzoną siostrę, choć mam tylko przyrodnią. Nie mam
zamiaru cię zostawiać.
-Ja też cię kocham, braciszku.
Z tym
wspomnieniem porwał ją gwałtowny szloch.
-Ty cholerny dupku! – wyłkała. – Ty kłamco! Dlaczego mnie
zostawiłeś! Dlaczego… nie pozwoliłeś mi przejść z tobą przez swoje drzwi?
Zasnęła. Nie
na całą noc, nie na wieczność, jak by sobie życzyła. Obudziła się po kilku
godzinach. Było jej przeraźliwie zimno, szczękała zębami. Czuła, jak każdy
milimetr ciała przenika potworny chłód. Wstała. Jej ubranie było mokre od rosy.
Ciemność powoli się przerzedzała, widocznie zbliżał się wschód słońca. Spała
dłużej, niż myślała.
Rozejrzała
się. Do przystanku, a potem – dalej. I szła tak, buszująca w zbożu, a wiatr
nucił wśród łanów i traw melodię, która wydawała jej się znajoma w swej
obcości. I szła, buszująca wśród szeptów, a szeptu ją otaczały. Nie
zastanawiała się, w którą stronę idzie, ale wiedziała, że to dobry kierunek.
Ha, intuicja! Jak wtedy, gdy przyjechali policjanci… I teraz tak jak on szukała
wolności i szczęścia, ale … zaraz, przecież on powiedział…
-Wiesz, co najbardziej w tobie lubię?
-Co?
-To, że kiedy nad morzem była kiepska pogoda, cieszyłaś się,
że masz więcej czasu na zbieranie muszli. Rozumiesz, co chcę powiedzieć?
-Nie. Wytłumacz.
-Potrafisz odnaleźć szczęście. Nie narzekasz. To godne
szacunku, naprawdę.
Dziewczyna w
zbożu zatrzymała się. Zrozumiała, że ucieczka
to nie drzwi do wolności, a ich ułuda. Ona musiała zmierzyć się z przeznaczeniem.
Zaczęła biec ile sił w nogach w kierunku minionej wcześniej stacji benzynowej.
Musiała gdzieś zadzwonić.
***
Z samochodu
wysiadł tata i policjant.
-Przepraszam – szepnął.
-Tato…
-Nie byłem dobrym ojcem. Szczególnie dla niego. I tak, jego
śmierć była moją winą. Nie potrafiłem zaakceptować go jako syna. Nie mogę sobie
z tym poradzić. Wiem, że mam krew na rękach. To, co ci wczoraj powiedziałem…
Nie myślę tak! Nie chciałem tego wszystkiego! Obiecuję, że się zmienię! Daj mi
szansę!
-Nie obiecuj, gdy nie masz pewności, że dotrzymasz obietnicy
– odrzekła chłodno, po czym dodała łagodniej – Wracajmy do domu. Odnalazłam
swoje drzwi do wolności i przekręciłam klucz. Teraz może być tylko lepiej.
-Drzwi? Klucz? – Nie odpowiedziała.
Po rozmowie z policjantem wreszcie mogli
wrócić do domu. Niebo zabłysło w szmaragdowej ekstazie, przeistaczając się w
błękit. Magdalena siedziała z tyłu samochodu, przyciskając policzek do szyby.
Była bardzo zmęczona, a głowa bolała ją niemiłosiernie. By zmniejszyć ból,
chciała pomyśleć o czymś spokojnym. Przywołała wspomnienia z dzieciństwa i
wtedy jedno zdarzenie powróciło do jej pamięci. Miała wtedy pięć lat, Dominik –
trzynaście. Była mała i mało odważna, jak każde dziecko miała swoje fantazje i
obawy. Przypadały imieniny jej mamy, a ona rysowała na łóżku laurkę. Weszła
Amelia, jej znienawidzona, starsza o pięć lat lat kuzynka.
-Czemu nie wejdziesz pod łóżko? –zapytała nagle. – Ano tak,
boisz się. I słusznie, tam są potwory.
-Potwory!? – Mała Madzia otworzyła szeroko oczy.
-Tak, potwory! Rozprują twoje ciało tak, że wypłyną flaki.
Wypiją krew, pobiją i zabiją. Nikt ci nie pomoże. One potrafią zaatakować,
kiedy będziesz sama. Współczuję ci, nie chciałabym być na twoim miejscu.
-Nie ma potworów spod łóżka. – Nikt nie zauważył, kiedy do
pokoju wszedł Dominik.
-Nie ma?
-Nie ma. A przed wszystkim innym ja cię obronię.
Amelia
zaśmiała się jakby szyderczo i wyszła z pokoju. Dziewczyna poczuła wdzięczność
do kuzyna. Czuła ją nawet teraz, po tylu latach. Wiedziała, jak wiele dobrych
wspomnień zawdzięczała Dominikowi. Pomogły one odnaleźć jej klucz – odwagę, by
walczyć o swoje. Pokonała drzwi – zyskała siłę, by odegnać złe wspomnienia,
urazy i żyć pięknem życia. Była wolna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz