wtorek, 15 grudnia 2015

Anioł Stróż (2015)

Miłoszowi K. – przyjacielowi ze studiów, wspaniałemu człowiekowi, który nie zawodzi, ale swoją siłą i uśmiechem ratuje na swój szczególny sposób świat…
…i mnie.

                Nie mógł tego przewidzieć. W żaden sposób nie mógł tego przewidzieć. Ale to nie jedyne, o czym powinien pamiętać, gdyby wszystko potoczyło się inaczej, a sprawy wyglądały tak, jak powinny. Powinność to określenie, które ma zresztą tendencję do przewrotności.
                To był jego pierwszy podopieczny. Nigdy wcześniej nie dostąpił tego zaszczytu i właściwie dopiero po objęciu kogoś opieką mógł zwać się aniołem stróżem. Zastanawiał się, jaki będzie człowiek, którego przeznaczył mu Bóg. Dotychczas słuchał tylko opowieści starszych kolegów, którzy zachwycali się czułością kobiet, siłą bijącą od mężczyzn, prostotą dzieci. Chętnie słuchał historii o niepokornych artystach, o wytrzymałych ojcach, o zatroskanych lekarzach, o sportowcach walczących do samego końca i cichych robotnikach, którzy zmieniali swoją ciężką pracą świat ludzi. Nie był już naiwnym aniołkiem, znakomicie zdawał sobie sprawę, że oprócz tych wszystkich wspaniałych, dzielnych ludzi zdarzają się też ci, którzy się zagubili i teraz nazywa się ich wyrzutkami społeczeństwa. Może łatwiej byłoby o nich nie myśleć? Cóż, tego anioły nie potrafiły. Tak czy inaczej, nimi zajmowali się najbardziej doświadczeni, najpotężniejsi aniołowie i sam Bóg. Oczywiście czasami młodsi marzyli o odmienieniu życia jakiegoś śmiertelnika, o zadowoleniu Pana zmianą życia przepełnionego gniewem i poczuciem beznadziei na źródło radości i nadziei. Kiedy zwierzali się z tych pragnień starszym, niezmiennie słyszeli, że mają czas, że nie muszą się spieszyć, że to nie jest zabawa, że to większy ciężar, niż mogłoby się zdawać, a przecież wszystko ma swoje czas i miejsce. A jednak młode serce- mniejsza z tym, do kogo należące- rwie się do tego, co trudne i niedostępne. Nic dziwnego, przecież wszystkie młode serca są nierozsądne i pełne zaangażowania.
                Anioł Purpury, gdyż to właśnie on jest bohaterem tej opowieści, był wręcz ucieleśnieniem młodości. Uwielbiał się włóczyć po zakątkach nieba i Ziemi. Wymyślał coraz to nowe przygody dla nieczynnych jeszcze aniołów, snuł plany na wieczność, marzył o nieszczęśliwej miłości do kobiety, popisywał się przed przyjaciółmi i obiecywał, że pogodzi wreszcie niebo z piekłem. Wszędzie było go pełno, tylko w miejscu modlitw pojawiał się wyjątkowo rzadko- ku oburzeniu starszych aniołów, Bóg pozwolił mu na modlitwę w formie listów. Dla swoich rówieśników był pewnego rodzaju autorytetem, zaś pozostali spoglądali na niego z pobłażaniem, czasem nieudolnie powstrzymywaną kpiną, ale i z niełatwym do wyjaśnienia niepokojem. Tym trudniej było im ukryć zdziwienie na wieść, że Anioł Purpury tak szybko otrzymał zadanie od Boga.
                Jakie było ich pierwsze spotkanie? Można by rzec, że chłodne. Kiedy go poznał, nastolatek siedział na pokrytym cienkim lodem drewnianym moście. Wokół panował ziąb, drzewa przyprószył śnieg, cienki strumień zamarzł, a chłopak po prostu siedział tam. Nawet się nie rozglądał. Nawet nie poprawił szalika, który zsunął się z jego szyi. Po prostu wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie. Z lekko rozchylonych ust wydobywał się co chwila obłok pary, niewielka oznaka życia. Niewielka, gdyż anioł z przerażeniem odkrył, że iskry ciekawości w oczach chłopaka zastąpiło zobojętnienie. Z punktu widzenia anielskiego, oczy były martwe. Samotność. Samotność otaczała tego chłopaka ze wszystkich stron, a to do niego, do anioła stróża należało przebicie się przez tę barierę. Zrobił więc pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy- przytulił się mocno do człowieka. Żadnej reakcji. Nie mógł go poczuć. Nie mógł go zauważyć.
-Dlaczego?- wyszeptał anioł.
-Zamknął się na Boga, więc i Ty należysz do świata za drzwiami. – Rozległ się głos z tyłu.
                Jeden z diabłów przypatrywał się beznamiętnie jego poczynaniom. Anioł pamiętał go, spotykali się czasem na Ziemi, jednak nigdy wcześniej zły duch nie zdecydował się do niego przemówić.
-Czego chcesz?- burknął, starając się nie zabrzmieć zbyt wrogo.
-Anioł Purpury… Dlaczego purpura? Nie wyglądasz na kogoś, do kogo pasowałaby podniosłość. Taki anielski buntownik… Podejrzewam, że dlatego go dostałeś. Pokrewieństwo dusz, tak na to mówią. Przynajmniej na Ziemi i u nas. Nie wiem, jak to wygląda u was… nie pamiętam już, jak było w niebie, zanim… No, czemu się tak krzywisz do mnie? Jesteś zbyt dumny, by przyjąć radę Diabła Szarości?
                Anioł nie odpowiedział. Posłuszeństwo wobec Boga było priorytetem, a nawet zupełnie małe anioły wiedziały, że trzeba być nieustannie czujnym, by nie dać się zwieść. Usiadł obok nieświadomego jego obecności młodzieńca i zaczął zastanawiać się, co na jego miejscu zrobiliby inni. Zignorowany diabeł odszedł.
                Postanowił wejrzeć delikatnie w jego duszę. Napotkał dokładnie to, czego się spodziewał, ale nie był to powód do szczęścia. Bał się młodzieńczego buntu, niepokoju, rezygnacji. Teraz musiał się z tym zmierzyć. C h c i a ł się z tym zmierzyć, przecież miał dla kogo działać. Choć właściwie nie miał na to czasu, zdążył pokochać tego chłopaka. Byli sobie przeznaczeni, na ten czy inny sposób, w tym czy innym sensie. Był aniołem…!
                …Więc mógł swoją anielską moc poświęcić w imię idei, którą żył każdego dnia swojego dotychczasowego życia.
                Nagle chłopak odchylił się od barier i położył na zimnym drewnie. Zupełnie niespodziewany ruch. Jednak jeszcze trudniejsze dla anioła było słowo, które wypuścił młodzieniec na świat poprzez własne usta- „umrzeć…”.
Więc taki był sens tego wszystkiego? Na tym polegało jego bycie aniołem, żeby być świadkiem śmierci tego jedynego człowieka? Jakie miał szanse? Nie mógł nawet dać mu znaku… Nie potrafił przerwać tego najgorszego dla człowieka doświadczenia- bezdennej samotności. Jakby zupełnie go nie było. Jakby to on był martwy.
Swojego podopiecznego odwiedzał codziennie. Obserwował go, tulił bez celu, bez efektu ocierał łzy, które dzień po dniu płynęły z ludzkiej twarzy, aż w końcu twarz zyskała miano maski. Spuszczał wzrok, kiedy słyszał bluźnierstwa i pełne wyrzutów słowa wyrzekające się Boga. A potem długo, bardzo długo się modlił, nie w swoim, ale w jego imieniu, z całych sił pragnąc, by takie zastępstwo dało jakiś skutek, zmniejszyło w najmniejszy choć sposób winy. Modlił się też i w swoim imieniu, już nie starannymi, pełnymi wyznań i uwielbienia listami, ale krótkimi, jakby niepewnymi słowami. Ale kiedy spędzał kolejne dni z człowiekiem i nie wyczuwał zmiany sytuacji, aż przyłapał się na tym, że czas dzielący chwile, gdy człowieka otaczały myśli przepełnione autodestrukcją, zaczął nazywać „skradzionymi godzinami”.
Dotychczas nie mógł sobie wyobrazić, że nie radzi sobie ze swoim zadaniem, ale musiał pamiętać, że na swoich skrzydłach dźwigał odpowiedzialność. Musiał szukać porady u starszych aniołów. Tych, którzy doświadczyli już wiele cierpienia i żalu, jakie wypłynęły z dusz ludzkich. Tych, których podziwiano za działanie na rzecz tak trudnych do uratowania przypadków. Oto siedzieli na niebiańskich ławach jak na piedestale- ten pierwszy nawrócił ateistę, ten drugi wyciągnął z nałogu narkomana i zwrócił jego oczu ku Panu, ten trzeci powstrzymał podatną na zły wpływ innych dziewczynę przed oddaniem swojego cennego daru komuś, kogo nie darzyła prawdziwą miłością. Mógł im zawierzyć. Historie ich podopiecznych świadczyły o nich samych. Wspaniali, potężni aniołowie, godni bycia stworzonymi przez Boga. Tak.
Tak… Opowiedział im wszystko, co go gnębiło. Wyjaśnił powody swojego niepokoju, podkreślił fakt, że chłopiec jest rozpaczliwie samotny, a on nie potrafi do niego przemówić. Aniołowie podumali chwilę, ułożyli dłonie jak do modlitwy, wypytali o rodzinę, a kiedy usłyszeli o wierzącej matce, z którą jednak nie utrzymywał stałego kontaktu, wymienili zmęczone spojrzenia i zamilkli.
-Pomóżcie mi! Pomóżcie jemu! – ryknął nagle Anioł Purpury.
- Szósty grzech główny…- zaczął anioł o podłużnej twarzy myśliciela, ale przerwał mu jeden z jego towarzyszy.
-Posłuchaj nas! Jesteś tylko aniołem, nie samym Panem, nie wymagaj od siebie za wiele!
-Nie w tym rzecz, wytłumacz mu to prosto- zaoponował anioł-myśliciel. – Muszą istnieć pewne zasady, tak czy nie? Mimo wszystko tworzą się ustalone schematy, w które trzeba się wpasować. No tak czy nie!? My nie ingerujemy bezpośrednio, tak było niemal zawsze. Jedynym, co możesz zrobić, jest modlitwa. Módl się, a Bóg cię wysłucha.
-A co z modlitwami do anioła stróża? – wrzasnął.
                Spojrzeli na niego, jeden ze współczuciem, dwaj karcąco.
-Co z matką, która wierzy, że pomogę? – dokończył ciszej, powstrzymując łzy cisnące się do oczu. – Ona modli się, tak często się modli, niezmiennie o los syna. W końcu może i ona straci cierpliwość, przestanie ufać. Co mogę z tym zrobić? Jeżeli nic to na co ta cała farsa?
-Będę się za ciebie modlił. Będę się modlił, żebyś zrozumiał, co i w jaki sposób mówisz. Jesteś aniołem, zachowuj się godnie tego miana. Teraz idź, ochłoń. Jeśli zaś chodzi o tego człowieka… Dobrze ci radzę, nabierz dystansu.
                Wybiegł poza świat istot wyższych, czując na sobie spojrzenia aniołów. Wiedział, że mimo pozornej oschłości, martwią się o niego, ale bolało go to, jak bardzo został niezrozumiany. Dlatego chciał być daleko. Jak najdalej. Tak trafił na ziemskie pustkowia. Szedł przez gorące piaski, które nie mogły go sparzyć, potykał się o kamienie, które nie mogły go uderzyć, a słońce paliło go promieniami, które mogły co najwyżej przyjemnie grzać. Pustynie nie zostały stworzone dla aniołów, więc nawet gdyby podjął się czterdziestu dni izolacji i postu, co by to dało? Może tylko to, że zagłuszał słowa płynące z serca podopiecznego. Niestety, ta tama stworzona z pozornej ciszy sprawiała tylko, że wody trudności wzbierały niebezpiecznie – wody uczuć nie tylko człowieka, ale i anioła. Anioł Purpury położył się bowiem na suchym podłożu, spoglądał prosto w oślepiające słońce, bawił się piaskiem przemykającym między palcami, nie modlił się bo i samo myślenie nie wydawało się specjalnie przyjemne, kiedy kończyło się skoncentrowaniem na jednym problemie, którego nie potrafił rozwiązać.
                Ta sytuacja trwała kilka dni. A potem usłyszał bezdźwięczne kroki. Nie musiał nawet się obracać.
-To ty?
-To ja- przytaknął Diabeł Szarości. – Wygląda na to, że tylko ja mogę ci pomóc. Nikt inny nie przybył. Aczkolwiek przyznaję, to szlachetne, kiedy anioły modlą się w twoim imieniu o siłę dla tego marnego człowieczka. Moi bracia dawno się tak nie uśmiali na dole. Ale widzisz, to nic nie da.
-Więc na czym polega twoja pomoc?
-Słyszałem, że nie potrafisz przemówić do niewierzących. Cóż, ja mam w tym całkiem imponujące doświadczenie. Oho, wreszcie się podniósł! – Zaśmiał się. – Nie patrz tak na mnie, nie będę waszym łącznikiem. Zresztą, zdążyłem mu wyszeptać wszystko, co chciałem, kiedy ciebie nie było. Zyskał ode mnie cenne wskazówki, jeśli ich posłucha, przerwie tę egzystencję.
-Nie pozwolę mu się zabić! – wrzasnął anioł, pierwszy raz czując tak ogromny gniew.
-Zrozumiałeś…
                Anioł rzucił się do przodu, jakby chciał powalić rywala, ale diabeł już był za nim. Istoty z dwóch różnych światów nie mogły zmierzyć się bezpośrednio, tak jak myśl jest niedostępna dla pocisku z broni palnej.
-Wyzywam cię, Aniele Purpury! Oddaję ci wskazówkę- matka. Możesz przemówić do niej lub przez nią. Jest wierząca, nie zagłusza swojego głosu serca. Matka stanowi ratunek. Ale jeśli zawiedziesz… On już się do tego przygotowuje. Pętla na szyję i po wszystkim! – roześmiał się cienkim, dziecięcym szczebiotem, po czym nagle znalazł się tuż obok, by wyszeptać na koniec: - Ale wtedy, kim ty będziesz? Jaki sens będzie miało twoje istnienie? Zawiedziesz. Zawiedziesz innych, zawiedziesz człowieka, zawiedziesz samego Boga, który tak cię ukochał… Będziesz naznaczony porażką… Będziesz miał krew na rękach… na wieki wieków. Amen.
                Anioł obrócił się parę razy wokół, jakby szukał głosu, który zamilknął.  A potem nie tracąc czasu na ludzki bieg, przeniósł się od razu do matki. Kobieta odpoczywała po ciężkim dniu, oglądając jakiś program o gotowaniu. Nie miała szans zjawić się u syna na czas, ale jeśli szybko sięgnie po telefon…
                Podszedł do niej, cicho i delikatnie, jakby bał się, że mógłby ją wystraszyć.
-Bóg jest z Tobą- szepnął, uspokajając niby ją, ale też w jakimś stopniu siebie. – Bóg jest z Tobą… Posłuchaj, to takie ważne… Wsłuchaj się w matczyny głos serca. Wiesz, że twój syn ma problemy. Tak, wiem, martwisz się i nie wiesz co robisz. Ale właśnie teraz… Właśnie teraz on może cię potrzebować. Jesteś silną, wspaniałą kobietą. Wszystko będzie dobrze. Ale zaufaj mi – rozpłakał się i dalsze słowa wypowiedział w urywanym szlochu – teraz jest ten moment, kiedy powinnaś do niego zadzwonić. Pewnie nie wiesz, co się z tobą dzieje, przed chwilą zupełnie o tym nie myślałaś, a teraz zaprząta to nagle twoją głowę. Poddaj się temu. Zadzwoń do niego, teraz, bez większego powodu. Przerwij jego samotność w tej małej cząstce. Uratuj go. Uratuj nas…

                Zamilkł i tylko odwiecznie ciche łzy spływały z jego anielskich policzków. Przez chwilę bał się, że kobieta go zignoruje… ale nie, wstała i po chwili wahania sięgnęła po telefon.
                Wybrała jego numer.
                Wcisnęła zieloną słuchawkę. Przyłożyła telefon do ucha.
                Anioł połączył się na nowo myślami z podopiecznym, chcąc mieć świadomość bieżącej sytuacji. Tak dawno nie czuł więzi z chłopcem, że na nowo uderzyła go gwałtowność jego odczuć. Gwałtowność, która znalazła odzwierciedlenie w małym stosie tabletek znajdujących się na stole. Sięgał po pierwszą, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. Dźwignął się ociężale i zerknął na telefon. Westchnął ciężko. Przeczekał kilka sygnałów… a potem odrzucił połączenie.
-Nie odbiera… - mruknęła zirytowana.
-Nie odbiera!- krzyknął przerażony anioł.
                Matka odłożyła telefon, wyłączyła telewizor i ułożyła się w fotelu do drzemki. Syn odłożył telefon, rozsunął zasłony, zatrzymując dłużej wzrok na niebie, a potem wrócił do tabletek. Anioł był przy nim, kiedy brał pierwszą tabletkę… drugą… trzecią… Wtedy pojawił się ktoś jeszcze.
-Przyszedłem po duszyczkę. Wieczne potępienie…- usłyszał za plecami chichot diabła. – Przyszedłem obejrzeć przedstawienie.
-Mówiłeś, że jest szansa, że matka może go uratować…
-To jedno było prawdą. Nie wiń mnie ani jej. Nie kazałeś jej spróbować ponownie, zanim położyła się spać. A teraz zasypia i już cię nie usłyszy. Jest za późno… dla niej, dla niego, dla ciebie. Stało się, Aniele Purpury, zawiodłeś. To koniec. Spójrz na niego – po raz pierwszy anioł usłyszał, jak diabeł podnosi głos. – Spójrz na niego! Zobacz, co zrobiłeś!
                Anioł uciekł. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał być świadkiem tej chwili. Ale mógł zrobić coś innego, mógł ponieść odpowiedzialność za swoją porażkę. Zawiódł i być może takie było jego przeznaczenie- towarzyszyć człowiekowi w tych chwilach. Trafił do opuszczonego, ponurego pomieszczenia, pełnego odłamków szkła z rozbitych szyb. Podniósł jeden zaostrzony kawałek. Jeden zdecydowany ruch i będą razem. Będzie mógł mu towarzyszyć, odprowadzić go do końca jego ścieżki.
                Szkło poprowadzone silnym ruchem szczypało i kłuło anielską skórę, ale nie mogło jej zranić. Anioł nie mógł umrzeć pod wpływem śmiertelnego świata.
-Wyrzekam się! – krzyknął gorączkowo w obawie, że człowiek odejdzie przed nim. – Wyrzekam się swojej istoty, swojej cząstki od Boga, wyrzekam się życia. Wyrzekam, wyrzekam, wyrzekam. Muszę umrzeć, teraz!
                Odłamek poprowadzony po raz drugi przeciął już nie doskonałą skórę. Trysnęła krew. Pozioma kreska dla prawej ręki. Pionowa kreska dla lewej, od dłoni niemal po łokieć. Odczekał chwilę, czując jak traci siłę. A potem, kiedy był już bliski omdlenia, przeniósł się do człowieka, by zdążyć na ostatnią chwilę bycia razem…
                Człowiek żył. Co więcej, nie zamierzał umierać. Wspomagając się palcami, wywoływał wymioty, zwracając wzięte tabletki. Anioł patrzył na to w bezruchu, a krew spływała po jego rękach. W chwili, gdy osunął się na  ziemię, młodzieniec budził matkę telefonem, by prosić o pomoc.
- Mówiłeś, że przyszedłeś po duszę! – powiedział anioł wiedząc, że diabeł jest gdzieś obok.
-Ale nie powiedziałem którą! – Znowu ten upiorny chichot. – Myślisz, że Bóg przydzielił cię do niego przypadkiem? Tylko ty mogłeś wpaść na coś tak głupiego, a jednocześnie genialnie prostego, jak telefon od matki. Widzisz, nawet bez mojej wskazówki byś do tego doszedł. Wiem to.
-Nie odebrał…- spróbował zaprotestować.
-Ale na nowo odkrył, że ktoś go kocha! Ty miałeś czuwać nad nim, wzbudzić modlitwy swoje i innych aniołów, które Bóg zmienił w deszcz gwiazd. To przypomniało mu o szczęśliwych chwilach, gdy leżał z przyjaciółmi na łąkach w nocy, gdy odnajdywał w sobie siłę do życia. Tymczasem ty zwątpiłeś, nie tylko w siebie, ale i w samego Boga. Czy coś takiego może zostać niezauważone? Ale nie martw się, nie będziesz pierwszym, który trafił do piekieł prosto z niebios. Diable purpury…

                Dla anioła światłości nastała ciemność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz