Miłoszowi K. –
przyjacielowi ze studiów, wspaniałemu człowiekowi, który nie zawodzi, ale swoją
siłą i uśmiechem ratuje na swój szczególny sposób świat…
…i mnie.
Nie
mógł tego przewidzieć. W żaden sposób nie mógł tego przewidzieć. Ale to nie
jedyne, o czym powinien pamiętać, gdyby wszystko potoczyło się inaczej, a
sprawy wyglądały tak, jak powinny. Powinność to określenie, które ma zresztą
tendencję do przewrotności.
To był
jego pierwszy podopieczny. Nigdy wcześniej nie dostąpił tego zaszczytu i
właściwie dopiero po objęciu kogoś opieką mógł zwać się aniołem stróżem.
Zastanawiał się, jaki będzie człowiek, którego przeznaczył mu Bóg. Dotychczas
słuchał tylko opowieści starszych kolegów, którzy zachwycali się czułością
kobiet, siłą bijącą od mężczyzn, prostotą dzieci. Chętnie słuchał historii o
niepokornych artystach, o wytrzymałych ojcach, o zatroskanych lekarzach, o
sportowcach walczących do samego końca i cichych robotnikach, którzy zmieniali
swoją ciężką pracą świat ludzi. Nie był już naiwnym aniołkiem, znakomicie
zdawał sobie sprawę, że oprócz tych wszystkich wspaniałych, dzielnych ludzi
zdarzają się też ci, którzy się zagubili i teraz nazywa się ich wyrzutkami społeczeństwa.
Może łatwiej byłoby o nich nie myśleć? Cóż, tego anioły nie potrafiły. Tak czy
inaczej, nimi zajmowali się najbardziej doświadczeni, najpotężniejsi aniołowie
i sam Bóg. Oczywiście czasami młodsi marzyli o odmienieniu życia jakiegoś
śmiertelnika, o zadowoleniu Pana zmianą życia przepełnionego gniewem i
poczuciem beznadziei na źródło radości i nadziei. Kiedy zwierzali się z tych
pragnień starszym, niezmiennie słyszeli, że mają czas, że nie muszą się
spieszyć, że to nie jest zabawa, że to większy ciężar, niż mogłoby się zdawać,
a przecież wszystko ma swoje czas i miejsce. A jednak młode serce- mniejsza z
tym, do kogo należące- rwie się do tego, co trudne i niedostępne. Nic dziwnego,
przecież wszystkie młode serca są nierozsądne i pełne zaangażowania.
Anioł
Purpury, gdyż to właśnie on jest bohaterem tej opowieści, był wręcz
ucieleśnieniem młodości. Uwielbiał się włóczyć po zakątkach nieba i Ziemi.
Wymyślał coraz to nowe przygody dla nieczynnych jeszcze aniołów, snuł plany na
wieczność, marzył o nieszczęśliwej miłości do kobiety, popisywał się przed
przyjaciółmi i obiecywał, że pogodzi wreszcie niebo z piekłem. Wszędzie było go
pełno, tylko w miejscu modlitw pojawiał się wyjątkowo rzadko- ku oburzeniu
starszych aniołów, Bóg pozwolił mu na modlitwę w formie listów. Dla swoich
rówieśników był pewnego rodzaju autorytetem, zaś pozostali spoglądali na niego
z pobłażaniem, czasem nieudolnie powstrzymywaną kpiną, ale i z niełatwym do
wyjaśnienia niepokojem. Tym trudniej było im ukryć zdziwienie na wieść, że
Anioł Purpury tak szybko otrzymał zadanie od Boga.
Jakie
było ich pierwsze spotkanie? Można by rzec, że chłodne. Kiedy go poznał,
nastolatek siedział na pokrytym cienkim lodem drewnianym moście. Wokół panował
ziąb, drzewa przyprószył śnieg, cienki strumień zamarzł, a chłopak po prostu
siedział tam. Nawet się nie rozglądał. Nawet nie poprawił szalika, który zsunął
się z jego szyi. Po prostu wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt na
horyzoncie. Z lekko rozchylonych ust wydobywał się co chwila obłok pary,
niewielka oznaka życia. Niewielka, gdyż anioł z przerażeniem odkrył, że iskry
ciekawości w oczach chłopaka zastąpiło zobojętnienie. Z punktu widzenia
anielskiego, oczy były martwe. Samotność. Samotność otaczała tego chłopaka ze
wszystkich stron, a to do niego, do anioła stróża należało przebicie się przez
tę barierę. Zrobił więc pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy- przytulił
się mocno do człowieka. Żadnej reakcji. Nie mógł go poczuć. Nie mógł go
zauważyć.
-Dlaczego?- wyszeptał anioł.
-Zamknął się na Boga, więc i Ty należysz do świata za
drzwiami. – Rozległ się głos z tyłu.
Jeden z
diabłów przypatrywał się beznamiętnie jego poczynaniom. Anioł pamiętał go,
spotykali się czasem na Ziemi, jednak nigdy wcześniej zły duch nie zdecydował
się do niego przemówić.
-Czego chcesz?- burknął, starając się nie zabrzmieć zbyt
wrogo.
-Anioł Purpury… Dlaczego purpura? Nie wyglądasz na kogoś, do
kogo pasowałaby podniosłość. Taki anielski buntownik… Podejrzewam, że dlatego
go dostałeś. Pokrewieństwo dusz, tak na to mówią. Przynajmniej na Ziemi i u
nas. Nie wiem, jak to wygląda u was… nie pamiętam już, jak było w niebie,
zanim… No, czemu się tak krzywisz do mnie? Jesteś zbyt dumny, by przyjąć radę Diabła
Szarości?
Anioł
nie odpowiedział. Posłuszeństwo wobec Boga było priorytetem, a nawet zupełnie
małe anioły wiedziały, że trzeba być nieustannie czujnym, by nie dać się
zwieść. Usiadł obok nieświadomego jego obecności młodzieńca i zaczął
zastanawiać się, co na jego miejscu zrobiliby inni. Zignorowany diabeł odszedł.
Postanowił
wejrzeć delikatnie w jego duszę. Napotkał dokładnie to, czego się spodziewał,
ale nie był to powód do szczęścia. Bał się młodzieńczego buntu, niepokoju,
rezygnacji. Teraz musiał się z tym zmierzyć. C h c i a ł się z tym zmierzyć,
przecież miał dla kogo działać. Choć właściwie nie miał na to czasu, zdążył
pokochać tego chłopaka. Byli sobie przeznaczeni, na ten czy inny sposób, w tym
czy innym sensie. Był aniołem…!
…Więc
mógł swoją anielską moc poświęcić w imię idei, którą żył każdego dnia swojego
dotychczasowego życia.
Nagle
chłopak odchylił się od barier i położył na zimnym drewnie. Zupełnie
niespodziewany ruch. Jednak jeszcze trudniejsze dla anioła było słowo, które
wypuścił młodzieniec na świat poprzez własne usta- „umrzeć…”.
Więc taki był sens tego
wszystkiego? Na tym polegało jego bycie aniołem, żeby być świadkiem śmierci tego
jedynego człowieka? Jakie miał szanse? Nie mógł nawet dać mu znaku… Nie
potrafił przerwać tego najgorszego dla człowieka doświadczenia- bezdennej
samotności. Jakby zupełnie go nie było. Jakby to on był martwy.
Swojego podopiecznego odwiedzał
codziennie. Obserwował go, tulił bez celu, bez efektu ocierał łzy, które dzień
po dniu płynęły z ludzkiej twarzy, aż w końcu twarz zyskała miano maski.
Spuszczał wzrok, kiedy słyszał bluźnierstwa i pełne wyrzutów słowa wyrzekające
się Boga. A potem długo, bardzo długo się modlił, nie w swoim, ale w jego
imieniu, z całych sił pragnąc, by takie zastępstwo dało jakiś skutek,
zmniejszyło w najmniejszy choć sposób winy. Modlił się też i w swoim imieniu,
już nie starannymi, pełnymi wyznań i uwielbienia listami, ale krótkimi, jakby
niepewnymi słowami. Ale kiedy spędzał kolejne dni z człowiekiem i nie wyczuwał
zmiany sytuacji, aż przyłapał się na tym, że czas dzielący chwile, gdy
człowieka otaczały myśli przepełnione autodestrukcją, zaczął nazywać
„skradzionymi godzinami”.
Dotychczas nie mógł sobie
wyobrazić, że nie radzi sobie ze swoim zadaniem, ale musiał pamiętać, że na
swoich skrzydłach dźwigał odpowiedzialność. Musiał szukać porady u starszych
aniołów. Tych, którzy doświadczyli już wiele cierpienia i żalu, jakie wypłynęły
z dusz ludzkich. Tych, których podziwiano za działanie na rzecz tak trudnych do
uratowania przypadków. Oto siedzieli na niebiańskich ławach jak na piedestale-
ten pierwszy nawrócił ateistę, ten drugi wyciągnął z nałogu narkomana i zwrócił
jego oczu ku Panu, ten trzeci powstrzymał podatną na zły wpływ innych
dziewczynę przed oddaniem swojego cennego daru komuś, kogo nie darzyła
prawdziwą miłością. Mógł im zawierzyć. Historie ich podopiecznych świadczyły o
nich samych. Wspaniali, potężni aniołowie, godni bycia stworzonymi przez Boga.
Tak.
Tak… Opowiedział im wszystko, co
go gnębiło. Wyjaśnił powody swojego niepokoju, podkreślił fakt, że chłopiec
jest rozpaczliwie samotny, a on nie potrafi do niego przemówić. Aniołowie
podumali chwilę, ułożyli dłonie jak do modlitwy, wypytali o rodzinę, a kiedy
usłyszeli o wierzącej matce, z którą jednak nie utrzymywał stałego kontaktu,
wymienili zmęczone spojrzenia i zamilkli.
-Pomóżcie mi! Pomóżcie jemu! – ryknął nagle Anioł Purpury.
- Szósty grzech główny…- zaczął anioł o podłużnej twarzy
myśliciela, ale przerwał mu jeden z jego towarzyszy.
-Posłuchaj nas! Jesteś tylko aniołem, nie samym Panem, nie
wymagaj od siebie za wiele!
-Nie w tym rzecz, wytłumacz mu to prosto- zaoponował
anioł-myśliciel. – Muszą istnieć pewne zasady, tak czy nie? Mimo wszystko
tworzą się ustalone schematy, w które trzeba się wpasować. No tak czy nie!? My
nie ingerujemy bezpośrednio, tak było niemal zawsze. Jedynym, co możesz zrobić,
jest modlitwa. Módl się, a Bóg cię wysłucha.
-A co z modlitwami do anioła stróża? – wrzasnął.
Spojrzeli
na niego, jeden ze współczuciem, dwaj karcąco.
-Co z matką, która wierzy, że pomogę? – dokończył ciszej,
powstrzymując łzy cisnące się do oczu. – Ona modli się, tak często się modli,
niezmiennie o los syna. W końcu może i ona straci cierpliwość, przestanie ufać.
Co mogę z tym zrobić? Jeżeli nic to na co ta cała farsa?
-Będę się za ciebie modlił. Będę się modlił, żebyś
zrozumiał, co i w jaki sposób mówisz. Jesteś aniołem, zachowuj się godnie tego
miana. Teraz idź, ochłoń. Jeśli zaś chodzi o tego człowieka… Dobrze ci radzę,
nabierz dystansu.
Wybiegł
poza świat istot wyższych, czując na sobie spojrzenia aniołów. Wiedział, że
mimo pozornej oschłości, martwią się o niego, ale bolało go to, jak bardzo
został niezrozumiany. Dlatego chciał być daleko. Jak najdalej. Tak trafił na
ziemskie pustkowia. Szedł przez gorące piaski, które nie mogły go sparzyć,
potykał się o kamienie, które nie mogły go uderzyć, a słońce paliło go
promieniami, które mogły co najwyżej przyjemnie grzać. Pustynie nie zostały
stworzone dla aniołów, więc nawet gdyby podjął się czterdziestu dni izolacji i
postu, co by to dało? Może tylko to, że zagłuszał słowa płynące z serca
podopiecznego. Niestety, ta tama stworzona z pozornej ciszy sprawiała tylko, że
wody trudności wzbierały niebezpiecznie – wody uczuć nie tylko człowieka, ale i
anioła. Anioł Purpury położył się bowiem na suchym podłożu, spoglądał prosto w
oślepiające słońce, bawił się piaskiem przemykającym między palcami, nie modlił
się bo i samo myślenie nie wydawało się specjalnie przyjemne, kiedy kończyło
się skoncentrowaniem na jednym problemie, którego nie potrafił rozwiązać.
Ta
sytuacja trwała kilka dni. A potem usłyszał bezdźwięczne kroki. Nie musiał
nawet się obracać.
-To ty?
-To ja- przytaknął Diabeł Szarości. – Wygląda na to, że
tylko ja mogę ci pomóc. Nikt inny nie przybył. Aczkolwiek przyznaję, to
szlachetne, kiedy anioły modlą się w twoim imieniu o siłę dla tego marnego
człowieczka. Moi bracia dawno się tak nie uśmiali na dole. Ale widzisz, to nic
nie da.
-Więc na czym polega twoja pomoc?
-Słyszałem, że nie potrafisz przemówić do niewierzących.
Cóż, ja mam w tym całkiem imponujące doświadczenie. Oho, wreszcie się podniósł!
– Zaśmiał się. – Nie patrz tak na mnie, nie będę waszym łącznikiem. Zresztą,
zdążyłem mu wyszeptać wszystko, co chciałem, kiedy ciebie nie było. Zyskał ode
mnie cenne wskazówki, jeśli ich posłucha, przerwie tę egzystencję.
-Nie pozwolę mu się zabić! – wrzasnął anioł, pierwszy raz
czując tak ogromny gniew.
-Zrozumiałeś…
Anioł
rzucił się do przodu, jakby chciał powalić rywala, ale diabeł już był za nim.
Istoty z dwóch różnych światów nie mogły zmierzyć się bezpośrednio, tak jak
myśl jest niedostępna dla pocisku z broni palnej.
-Wyzywam cię, Aniele Purpury! Oddaję ci wskazówkę- matka.
Możesz przemówić do niej lub przez nią. Jest wierząca, nie zagłusza swojego
głosu serca. Matka stanowi ratunek. Ale jeśli zawiedziesz… On już się do tego
przygotowuje. Pętla na szyję i po wszystkim! – roześmiał się cienkim,
dziecięcym szczebiotem, po czym nagle znalazł się tuż obok, by wyszeptać na
koniec: - Ale wtedy, kim ty będziesz? Jaki sens będzie miało twoje istnienie?
Zawiedziesz. Zawiedziesz innych, zawiedziesz człowieka, zawiedziesz samego
Boga, który tak cię ukochał… Będziesz naznaczony porażką… Będziesz miał krew na
rękach… na wieki wieków. Amen.
Anioł
obrócił się parę razy wokół, jakby szukał głosu, który zamilknął. A potem nie tracąc czasu na ludzki bieg,
przeniósł się od razu do matki. Kobieta odpoczywała po ciężkim dniu, oglądając
jakiś program o gotowaniu. Nie miała szans zjawić się u syna na czas, ale jeśli
szybko sięgnie po telefon…
Podszedł
do niej, cicho i delikatnie, jakby bał się, że mógłby ją wystraszyć.
-Bóg jest z Tobą- szepnął, uspokajając niby ją, ale też w
jakimś stopniu siebie. – Bóg jest z Tobą… Posłuchaj, to takie ważne… Wsłuchaj
się w matczyny głos serca. Wiesz, że twój syn ma problemy. Tak, wiem, martwisz
się i nie wiesz co robisz. Ale właśnie teraz… Właśnie teraz on może cię
potrzebować. Jesteś silną, wspaniałą kobietą. Wszystko będzie dobrze. Ale
zaufaj mi – rozpłakał się i dalsze słowa wypowiedział w urywanym szlochu –
teraz jest ten moment, kiedy powinnaś do niego zadzwonić. Pewnie nie wiesz, co
się z tobą dzieje, przed chwilą zupełnie o tym nie myślałaś, a teraz zaprząta
to nagle twoją głowę. Poddaj się temu. Zadzwoń do niego, teraz, bez większego
powodu. Przerwij jego samotność w tej małej cząstce. Uratuj go. Uratuj nas…
Zamilkł
i tylko odwiecznie ciche łzy spływały z jego anielskich policzków. Przez chwilę
bał się, że kobieta go zignoruje… ale nie, wstała i po chwili wahania sięgnęła
po telefon.
Wybrała
jego numer.
Wcisnęła
zieloną słuchawkę. Przyłożyła telefon do ucha.
Anioł
połączył się na nowo myślami z podopiecznym, chcąc mieć świadomość bieżącej
sytuacji. Tak dawno nie czuł więzi z chłopcem, że na nowo uderzyła go
gwałtowność jego odczuć. Gwałtowność, która znalazła odzwierciedlenie w małym
stosie tabletek znajdujących się na stole. Sięgał po pierwszą, kiedy rozległ
się dźwięk telefonu. Dźwignął się ociężale i zerknął na telefon. Westchnął ciężko.
Przeczekał kilka sygnałów… a potem odrzucił połączenie.
-Nie odbiera… - mruknęła zirytowana.
-Nie odbiera!- krzyknął przerażony anioł.
Matka
odłożyła telefon, wyłączyła telewizor i ułożyła się w fotelu do drzemki. Syn
odłożył telefon, rozsunął zasłony, zatrzymując dłużej wzrok na niebie, a potem
wrócił do tabletek. Anioł był przy nim, kiedy brał pierwszą tabletkę… drugą…
trzecią… Wtedy pojawił się ktoś jeszcze.
-Przyszedłem po duszyczkę. Wieczne potępienie…- usłyszał za
plecami chichot diabła. – Przyszedłem obejrzeć przedstawienie.
-Mówiłeś, że jest szansa, że matka może go uratować…
-To jedno było prawdą. Nie wiń mnie ani jej. Nie kazałeś jej
spróbować ponownie, zanim położyła się spać. A teraz zasypia i już cię nie
usłyszy. Jest za późno… dla niej, dla niego, dla ciebie. Stało się, Aniele
Purpury, zawiodłeś. To koniec. Spójrz na niego – po raz pierwszy anioł
usłyszał, jak diabeł podnosi głos. – Spójrz na niego! Zobacz, co zrobiłeś!
Anioł
uciekł. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał być świadkiem tej chwili. Ale mógł
zrobić coś innego, mógł ponieść odpowiedzialność za swoją porażkę. Zawiódł i
być może takie było jego przeznaczenie- towarzyszyć człowiekowi w tych
chwilach. Trafił do opuszczonego, ponurego pomieszczenia, pełnego odłamków
szkła z rozbitych szyb. Podniósł jeden zaostrzony kawałek. Jeden zdecydowany
ruch i będą razem. Będzie mógł mu towarzyszyć, odprowadzić go do końca jego
ścieżki.
Szkło
poprowadzone silnym ruchem szczypało i kłuło anielską skórę, ale nie mogło jej
zranić. Anioł nie mógł umrzeć pod wpływem śmiertelnego świata.
-Wyrzekam się! – krzyknął gorączkowo w obawie, że człowiek
odejdzie przed nim. – Wyrzekam się swojej istoty, swojej cząstki od Boga,
wyrzekam się życia. Wyrzekam, wyrzekam, wyrzekam. Muszę umrzeć, teraz!
Odłamek
poprowadzony po raz drugi przeciął już nie doskonałą skórę. Trysnęła krew. Pozioma
kreska dla prawej ręki. Pionowa kreska dla lewej, od dłoni niemal po łokieć.
Odczekał chwilę, czując jak traci siłę. A potem, kiedy był już bliski omdlenia,
przeniósł się do człowieka, by zdążyć na ostatnią chwilę bycia razem…
Człowiek
żył. Co więcej, nie zamierzał umierać. Wspomagając się palcami, wywoływał
wymioty, zwracając wzięte tabletki. Anioł patrzył na to w bezruchu, a krew
spływała po jego rękach. W chwili, gdy osunął się na ziemię, młodzieniec budził matkę telefonem,
by prosić o pomoc.
- Mówiłeś, że przyszedłeś po duszę! – powiedział anioł
wiedząc, że diabeł jest gdzieś obok.
-Ale nie powiedziałem którą! – Znowu ten upiorny chichot. –
Myślisz, że Bóg przydzielił cię do niego przypadkiem? Tylko ty mogłeś wpaść na
coś tak głupiego, a jednocześnie genialnie prostego, jak telefon od matki.
Widzisz, nawet bez mojej wskazówki byś do tego doszedł. Wiem to.
-Nie odebrał…- spróbował zaprotestować.
-Ale na nowo odkrył, że ktoś go kocha! Ty miałeś czuwać nad
nim, wzbudzić modlitwy swoje i innych aniołów, które Bóg zmienił w deszcz
gwiazd. To przypomniało mu o szczęśliwych chwilach, gdy leżał z przyjaciółmi na
łąkach w nocy, gdy odnajdywał w sobie siłę do życia. Tymczasem ty zwątpiłeś,
nie tylko w siebie, ale i w samego Boga. Czy coś takiego może zostać
niezauważone? Ale nie martw się, nie będziesz pierwszym, który trafił do
piekieł prosto z niebios. Diable purpury…
Dla
anioła światłości nastała ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz