Jestem
nikim.
W
więzach się szarpie,
Trzęsę
kajdanami, by się uwolnić-
Na
razie jestem wolna od marzeń.
Słówko
zdradzę o sobie:
Ręce
moje jak uschłe konary,
A
i pień chyli się ku upadkowi.
W
nabrzmiałych żyłach życie skrywam.
Czy
ja kiedyś żyłam?
Nogi
sińcami jak trądem poznaczone,
Łzy
płyną z oczu, a z ran – strumienie czerwone.
W
strumieniach ból i skargi,
Ze
łzami smutek i żal bezsilny,
By
nie dotarły do ust moich,
By
nie wypowiedziały ich moje wargi.
Ku
dołowi lica schylam,
Dziękuję
za gwiazdy w górze.
Powiesz
: na co mi one?
To
na nie spoglądam,
Kiedy
szukam wszechobecnego Boga.
Przy
tej egzystencji utrzymują mnie tylko przyjaciele,
A
i oni – zdaje się – to za wiele.
Szeptać
mogę o tym bez przerwy, bez ustanku,
Aż
zwariuję od głosów w głowie,
Aż
tam, gdzie winno być serce, będziesz szukał –
wraku.
Ja
wciąż potrafię się uśmiechać!
Tylko
uśmiech ten w oceanie fałszu się kryje –
Uśmiech
się wdziera, serce me bije
na zewnątrz.
Na
zewnątrz, na pokaz, by odegrać tę rólkę.
W
środku. W środku wszystko jest inne!
Ciszej.
Brat
mój szmatą i suką mnie nazywa,
Zwraca
oblicze wciąż w gniewie.
Pragnień
przyjaciół spełnić nie potrafię,
A
może i nie chcę.
Jakże
żałosna jestem!
Ludzi
kocham i nie kocham,
Dziś
są wszystkim – jutro odchodzą.
W
latarni mgłą przysłanianej
Widzę
ciemny skrawek nieba,
A
w nienawiści – miłości żądam…
Chcąc
pisać wielkie poematy,
„Więcej!
Więcej!” – zdać mówić do losu,
Modląc
się do Boga – pardon – prosząc.
Wciąż
prosząc…
Zapominam,
że i ja byłam dzieckiem niewinnym,
Które
w wielkich czynach dróg swych szukało,
Ludzi
bezwarunkowo – czy to możliwe? – miłowało.
Zapominam
o dziewczynce,
Może
bez rodziny, może bez niczego,
Której
poprzez gwałt (nie milczmy!)
Zabiera
się sny, odwagę, pewność.
O
trzęsieniach, huraganach, pożarach,
O
wodzie – po pół dnia maszerowania,
A
od których – zostałam zachowana.
I
innych ponurych wizjach tragedii,
O
których szepcą ci…
… z tańca
śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz