Przybył pan – nie na rumaku, nie miał bogactwa,
Lecz to właśnie jego dziewczyna pokochała.
Splecione dłonie, długie rozmowy i wiedziała –
Splecione dłonie, długie rozmowy i wiedziała –
Z nim chce spędzić życie, jego wybrała.
-Zostawi cię dla innej! – wiary nie dała.
- Co ci może zapewnić? – „Miłość” – odpowiadała. –
Na cóż mi pierścienie, na cóż mi skarby?
Bez niego cały świat nic, nic nie warty !
On jak woda, gdy czuję pragnienie,
A bez niego nic nie istnieje.
Jedno tylko wiedzieć chciała …
I gdy wyjeżdżał, usłyszała ciche :
-Kocham. Jak nikogo przedtem – kocham.
I wrócę ,czekaj tylko na mnie.
Trudne sprawy załatwię, domek dla nas znajdę.
O, pani mego serca – będziemy zawsze razem.
Wyjechał.
Ona czekała pośród nocy,
Bosa pośród szeleszczących traw.
Płakała i śmiała się na przemian,
Wyglądała jego twarzy pośród wszystkich ziemian.
Samotna, choć piękna jak wschód poranka.
Inni przybywali , o rękę prosili,
Ona ich nie chciała, nie oni jej mili,
A tamten odjechał, pozostawił złudzenia.
Na granicy szaleństwa – zostawił, zapomniał, wziął inną?
Na granicy miłości i nienawiści, obarczająca się winą,
I wśród myśli : „Nie wróci. Zostałam sama.
Niegdyś panią serca jego zwana”.
Tak wiatr szumi w powiewie : „Sama !”
„Sama ! Sama!” – tak jej wciąż rzecze.
Przyszła starość, choroba i śmierci wizja,
Ujrzała ciemną postać z kosą - na spotkanie jej wyszła.
Z nią też odeszła , a śmierć poprowadziła ją –
Do tego, na którego wiecznie czekała.
-Wiedziałem, ma luba. Wiedziałem, żeś wierna, kochana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz