niedziela, 20 września 2015

56. Kochankowie



Błysnął w ręce nóż,
Krótka chwila-  zabiła go już.
Potem on padł.
Tak krótko nadzieję na wzajemną miłość miał!
Później przed samą sobą się broniła.
Dalej… coś się zacina.
„Zabiłaś mnie, mój miła!
Zabiłaś mnie, moja miła!”
On ją woła, historia zatacza koła.
Więc czemu on nie wraca?
Czemu jej męki nie skraca?
Ona wciąż jest samotna, wciąż w niej cnota.
I tylko się żalu pozbyć nie może,
Po swoim kochanku-niebodze.
Słyszy głosy w swoich uszach,
Czuje usta na swych ustach,
Patrzy w zachodzące słońce…
Kiedyż jej wyczekiwania końce?
A niedaleko, w ogrodzie, nikła mogiła.
Już liśćmi, już zielem okryta… nawet świecy nie zapaliła –
On przecież żyje, tak jak ona niegdyś żyła…
Cierpliwość się skończyła,
Niechaj modlitwę zaczyna!
Jeśli kiedyś ją kochał, jeśli kiedyś przez nią konał,
Niech ją zabierze.
Kochanka kochanica odrzuciła,
Teraz go do siebie wzywa;
By w miłości się połączyli i razem,
Razem żyli…
Padła błyskawica, runął grzmot.
Kochanków złączył – śmierci splot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz